“Sądny dzień” Jagi Moder (znanej w internetowych kręgach jako Legendystka) to debiut i to całkiem udany debiut. Chcę to zaznaczyć już na wstępie, ponieważ jak to przy debiutach bywa, ma pewne potknięcia. Ale nie zmienia to faktu, że jest to pozycja warta uwagi.
O czym opowiada książka? Nie zdradzając za dużo: brat głównej bohaterki Blanki zaginął w dziwnych okolicznościach, a ona próbuje go odnaleźć. Sfrustrowana działaniami policji i atmosferą w domu (która nawet w “dobrych czasach” zawsze była poniżej normy), zaczyna szukać pomocy po coraz bardziej wątpliwych miejscach. I tak trafia na Sambora. Tajemniczego mężczyznę, który jednak nie jest żadnym detektywem, a legendystą. I zajmuje się legendami hasającymi sobie bezkarnie po świecie.
Jaga Moder zrobiła bowiem bardzo sprytną rzecz. Wzięła nasz świat i zastanowiła się, jak legendy by się do niego przystosowały. Nie będę zdradzać, w jaki sposób wspomniane klechdy ożyły, bo jest to jedna z tajemnic książki, ale podoba mi się zarówno pomysł, jak i jego wykonanie.
Bo sam świat przedstawiony wyszedł bardzo naturalnie. Legendy działają mniej lub bardziej na uboczu, wykorzystując swoje magiczne możliwości, tak by uzyskać dla siebie jak najlepsze życie, a równocześnie niekoniecznie bardzo przyciągać uwagę ludzi. A może głównie samego Legendysty. A to wszystko opisane jest plastycznym językiem, który nie sugeruje w żaden sposób, że mamy do czynienia z debiutem.
Autorka sprawnie kreśli atmosferę tego świata, a przecież nie zabiera nas szczególnie daleko, bo nadal jesteśmy w naszej dobrze znajomej Polsce. Jest to jednak inna Polska, znana tylko wtajemniczonym. Jeżeli coś mi przeszkadzało, to momentami pojawiały się bardzo wyszukane i rzadkie słowa - i przyznam, że mam wątpliwość, czy jest to dobry zabieg, bo nie do końca pasował mi do ogólnej narracji. O ile jeszcze w narracji Sambora mogłabym je zrozumieć, jak nie miałam poczucia, by dobrze grały w rozdziałach z perspektywy Blanki. Nie było tego dużo, ale na tyle wyrywały mnie z miłego płynięcia przez lekturę, że trochę uwierały.
Narracja narracją, ale niestety już sama fabuła momentami przypomina grę RPG. Całość bowiem opiera się na śledztwie, jak uratować brata Blanki, bohaterowie muszą więc zbierać informację. Problem jest jednak taki, że dzieje się to często według schematu: idziemy do bohatera X, on zgadza się nam pomóc, ale pod warunkiem, że zrobimy dla niego Y. I o ile jednokrotne użycie takiego zabiegu nie przeszkadza, to przy drugim, czy trzecim razie już rzuca się w oczy - a co gorsza, robi się wtórne i przewidywalne.
Oczywiście, nie wszystko takie jest. Bardzo podobał mi się sposób pokazania przeszłości Sambora, chociaż wolałabym, żeby ten wątek pojawił się trochę wcześniej, bo dość długo trzeba było na niego czekać.
Jak pisałam, myślę że są to błędy, których żaden debiutujący pisarz nie jest wstanie uniknąć.
Przejdźmy jednak do bohaterów. I tutaj zaznaczę na wstępie: jeżeli autorka planuje jakiś romans pomiędzy Samborem a Blanką, to nie zobaczycie go w tym tomie. Ba, nie ma tutaj żadnej romantycznej chemii pomiędzy bohaterami i uważam to za ogromny plus. Już mnie trochę zmęczyły książki, gdzie bohaterowie muszą się na siebie rzucić najdalej w trzecim rozdziale, nie mają czasu żeby się poznać, albo nie mają możliwości, by być po prostu przyjaciółmi.
Tym bardziej że romans zupełnie by tu nie pasował. Sambor nie przejawia na chwilę obecną żadnego zainteresowania Blanką - poza tym, że z czasem ją po prostu polubił. Ale przeżyli razem takie rzeczy, że trudno się do siebie jakoś nie przywiązać. Blanka z kolei nawet jeżeli gdzieś zauważa, że Sambor jest przystojny, to zdecydowanie na razie nie ma głowy do żadnych miłosnych uniesień.
Jeżeli w kolejnym tomie między nimi zaiskrzy, to będzie to dość naturalne. Bohaterowie zdążyli się poznać, ochłonąć i znaleźli czas, by spojrzeć na siebie inaczej.
Sambor napisany jest sprawnie i fakt, że mamy rozdziały z jego perspektywy dużo mu dodaje. Przestaje być aż tak tajemniczy i staje się bardziej ludzki. Cieszy mnie, że Jaga Moder się na takie rozwiązanie zdecydowała, bo z perspektywy Blanki byłby on po prostu mrocznym gościem, który mało się odzywa i ma nieodgadnione spojrzenie.
Niestety sama Blanka jest już bohaterką, którą trudno polubić. Jej sprawczość kończy się w momencie odnalezienie Sambora. W pozostałej części fabuły po prostu za nim łazi, stara się nie rozpłakać, jest w regularnym szoku i chociaż sama sobie powtarza, że chce zrobić wszystko, by pomóc bratu, to czytelnik się przede wszystkim zastanawia, po co Sambor ją za sobą taszczy. I tak, raz czy dwa wyciąga go półżywego z tarapatów, ale wszystkie te rzeczy, to kwestia przypadku lub działania impulsywnego, a nie świadomej współpracy z Samborem.
I bardzo mnie to boli, bo jednak Blanka na samym końcu książki niewiele się różni od Blanki na jej początku. Nie mam wrażenia, żeby przyzwyczaiła się do świadomości, że legendy istnieją. Nie mam wrażenia, by brała udział w kolejnych przygodach, bardziej przygotowana, niż była za pierwszym razem (to też wina Sambora, bo ten niewiele jej mówi i jest zabieg, którego nie rozumiem).
Żebyśmy się dobrze zrozumieli: ja nie chcę, żeby Blanka przeszła tygodniowy trening i okazała się pod tym kątem super utalentowana, bo to tutaj nie pasuje. Ale już wykreślenie z jej zachowania płaczliwości, dodanie większej pewności siebie, skoro już wcześniejsze legendy poznała, przeżyła i zaczyna ten świat rozumieć. Większa pomoc Samborowi pod kątem samego przygotowania się do kolejnej wyprawy. Takie małe detale, które pokazują rozwój postaci.
Myślę, że tutaj zabrakło ręki redaktora, który powiedziałby: ten wątek musimy trochę poprawić, bo bohaterka nam się nie rozwija. Sambor bardzo ewoluować nie musiał, w końcu to jego świat, ale on sam się trochę jednak zmienia, z czasem zaufał Blance i opowiedział o swojej przeszłości, po czym jego zachowanie względem niej zrobiło się bardziej otwarte i przyjacielskie.
Finał “Sądnego dnia” sprawił, że chętnie sięgnę po część drugą, bo jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów, tym bardziej, że autorka wydaje się mieć na ten świat większy pomysł. Jest to naprawdę przyjemna polska fantastyka, która lekko wchodzi po całym dniu.
“Sądny dzień” ma też ważną cechę, niezbędną dla dłuższego życia powieści i która sprawia, że łatwo jest przymknąć oko na potknięcia fabularne: zostaje z czytelnikiem na dłużej. Łapię się na tym, że myślę o tym świecie i tych bohaterach, pomimo że skończyłam lekturę już jakiś czas temu. I to sprawia, że polecam zainteresować się nie tylko tym tytułem, ale także samą Jagą Moder, bo bardzo możliwe, że pojawiła się kolejna, bardzo ciekawa autorka polskiej fantastyki.