2. sezon “Rodu Smoka” nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań [SPOILERY]

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo

Przyznam, że jestem ogromnie rozczarowana, bo nie myślałam, że akurat na ten serial będę w tym roku narzekać. Niestety 2. sezon “Rodu smoka” nie dowozi swoich obietnic, i chociaż ma fajne momenty, to w ogólnym rozrachunku jest sezonem średnim, pełnym dłużyzn, a co najgorsze, jest sezonem w którym nie ma odcinka finałowego. Co finalnie znacząco obniża jego ocenę.

Poprzedni sezon zakończył się wściekłą Rhaenyrą (Emma D’Arcy), której wyraz twarzy mówił wszystko: ma już dość prób utrzymywania pokoju, skoro druga strona tego pokoju nie chce. Obiecano nam przeniesienie intrygi politycznej na jeszcze wyższy poziom, obiecano nam dyplomatyczne knucia, maszerujące wojska i obiecano nam smoki.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
I coś niby z tego dostaliśmy, ale wygląda to tak, jakby ktoś wziął zły scenariusz na plan i nikt się nie zorientował, że to jest szkic a nie wersja finalna. No bo jak wyjaśnić inaczej fakt, że Rhaenyra pląta się przez cały sezon udowadniając krok po kroku, że nie nadaje się na władczynię? Mała Rada jej nie ufa, ale ona nie robi absolutnie niczego, by ufać jej zaczęła. Nie ma żadnego konkretnego planu - i już nawet nie mówię o planie na wojnę, skoro nie jednak jej nie chce, ale nawet nie układa planów na pokój.

A nie przepraszam, jej planem na pokojowe rozwiązanie jest sekretne udanie się do Królewskiej Przystani i rozmowa z Alicent (Olivia Cooke) w sepcie. Nie informując równocześnie o swojej nieobecności absolutnie nikogo. Rozumiem, że nie chciała powiedzieć, gdzie leci, ale mogła powiedzieć cokolwiek. Trudno się dziwić, że Mała Rada traci wiarę w królową, która była nieobecna najpierw przez żałobę za synem, a potem znika po raz kolejny bez słowa.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Wydawać by się mogło, że już ta rozmowa w sepcie będzie czynnikiem zapalnym - w końcu Rhaenyra wraca na Smoczą Skałę i mówi, że musiała sprawdzić, czy jest szansa na pokój i jej nie ma. Po czym dalej wszystko, co robi to… nic. Można by w tym miejscu powiedzieć, że nie ma na tyle wojsk by walczyć z Zielonymi, ale my też za bardzo nie widzimy, żeby ona te wojska zbierała. Poza luźnymi rozmowami - a może odezwać się do jednych czy do drugich - nie widzimy żadnych działań w tym kierunku. A wystarczyła by scena, w której ze Smoczej Skały wysyłane są poselstwa. Niech jedna wracają z pustymi rękami, inne z potwierdzeniem poparcia, a jeszcze inne nie wracają wcale.

Jednymi akcjami zbierania wojsk ze strony Czarnych jest sekretna misja Jacaerysa (Harry Collett), który zirytowany zachowaniem matki (!) na własną rękę dogaduje się z rodem panującym nad Bliźniakami, a także Daemon (Matt Smith) w Harrenhal. Przy czym tutaj powiedzmy sobie szczerze, że nie on zebrał wojska, a zrobił to za niego piętnastoletni (albo i młodszy) Oscar Tully (Archie Barnes).

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
W porównaniu z pierwszym sezonem, mocno wykastrowano Rhaenyrę z charakteru (bo w porównaniu z książkami, to zmieniono go całkowicie), ale to co zrobiono w Daemonem woła już o pomstę do Siedmiu. Niby zaczął ciekawie, od zlecenia zabójstwa “syn za syna”, które doprowadziło do śmierci małego Jaehaerysa. Ale szybko się to kończy. Jeden z najciekawszych bohaterów, Książę Łotrzyk, strzela focha na żonę i pląta się przez cały sezon po Harrenhal. Cierpi, a my cierpimy razem z nim, bo nie dość, że wątek jest straszliwie nudny, to jeszcze musimy patrzeć, jak wspaniały bohater zostaje charakterologicznie zamordowany.

Tym bardziej że wizje Daemona nie są ciekawe. Nie sprawiają, że dowiadujemy się o nim czegoś nowego. Wiele z nich, to przerobiono sceny, które już widzieliśmy w sezonie poprzednim. Lub dziwaczne sceny, jak seks z matką. A dałoby się zrobić to lepiej, skoro już musieliśmy na to wszystko patrzeć. Dlaczego nie dostaliśmy wizji np. dzieciństwa Daemona? Moglibyśmy zobaczyć, jak układały się jego relacje z bratem i dlaczego finalnie stali się tak różni. Byłoby to ciekawe, dodałoby to głębi postaci.

Mogłabym napisać, że dobrze by było zobaczyć niejasne wizje przyszłości, ale taką wizję dostaliśmy na końcu. I nie dość, że nawiązuje do “Gry o tron” - dla widzów, którzy serialu nie widzieli, rzuca bardzo brzydkimi spoilerami - to jeszcze bezczelnie rzuca spoilerami do samego “Rodu smoka”.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Nie podoba mi się również to, co zrobiono z Alicent. Bohaterką, która w poprzednim sezonie pięknie się nam uczyła gierek politycznych i doskonale rozumiała, jak one działają. Tutaj nagle traci całą swoją wiedzę. W głupi sposób daje się odsunąć od Małej Rady, co zapoczątkowuje wysunięciem swoich pretensji do tronu, chociaż musi wiedzieć, że nie ma żadnych szans - i chociaż było to satysfakcjonujące do oglądania, to z politycznego punktu widzenia, było to z jej strony po prostu skrajnie nierozsądne. Po czymś takim Aemond (Ewan Mitchell) nie ma żadnego powodu, by trzymać ją u swojego boku.

Alicent jest tragiczną matką, ale politycznie nie wierzę, że nie miała sposobu na dogadanie się z księciem regentem. A co dostajemy po jej odsunięciu? Ucieka do lasu i pływa w jeziorze, stwierdzając po tym, że rzucenie wszystkiego i ucieczka w Bieszczady to naprawdę dobra wizja przyszłości.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Nie będę już jojczeć, że z tego co pamiętam, to Alicent w książkach trzęsła całym dworem i nie potrzebowała być do tego królową. Bycie matką króla w pełni jej wystarczyło. A na końcu jeszcze powtarza akcję Rhaenyry i tym razem to ona udaje się odwiedzić byłą przyjaciółkę na Smoczej Skale. I zgadza się, by ta zabiła jej syna. Syn za syna.

Przepraszam, ale tam już był syn za wnuka. Czy Alicent pamięta o swoim martwym wnuku?!

Czy możemy na chwilę pochylić się nad faktem, że skoro tak łatwo wejść do jednej i drugiej twierdzy, to w Westeros brakuje dobrych skrytobójców do wynajęcia? Dwa zlecenia, zobaczymy, kto wykona je szybciej i sprawa zamknięta bez zabijania postronnych.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Dla mnie w tym sezonie naprawdę błyszczały tylko dwie postaci: Aegon (Tom Glynn-Carney) i Aemond. Aegon został bardzo dobrze przedstawiony, jako ktoś, kto nigdy do władania nie został przygotowany, którego polityka nuży i któremu koronę tak naprawdę wepchano i nie bardzo wie on, co z tym fantem zrobić. Więc albo korzysta z posiadanej władzy w sposób głupi (szlaja się z rycerzami po karczmach i burdelach, wiesza we wściekłości szczurołapów, wsiada pijany na smoka próbując dowieść jaki jest dzielny) albo siedzi otępiały na spotkaniach Małej Rady i umiera ze znużenia. Jedną ze znaczących scen jest ta, w której mówi głośno “nudzicie mnie!” podczas narady i opuszcza pomieszczenie, a jego doradcy kontynuują rozmowę, jakby nic się nie zmieniło. Bo tak naprawdę, nic się dla nich nie zmieniło.

Fenomenalna była jego scena z Otto Hightowerem (Rhys Ifans), gdy pozbawiał go posady królewskiego namiestnika. Dało się wyczuć, że młody król absolutnie nie wie co robi, a Hightower ma po dziurki w nosie sprzątania bałaganu po wnuku. Dawało to powiew scen z “Gry o tron”, gdy Tywin Lannister regularnie usadzał Joffreya. I niestety, po zabraniu Otta dało się wyczuć, że scenarzyści nie bardzo wiedzą komu dać polityczne knowania, więc nie dali ich nikomu nowemu i tylko Larys pozostał dzielnie na straży jakichkolwiek intryg pałacowych.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Aemond z kolei był tym, który sprawiał, że fabuła w tym sezonie jakkolwiek poruszała się do przodu. To on rozplanowywał ruchy wojsk Zielonych, to on doprowadził do śmierci Rhaenys, to on bezlitośnie spalił swojego brata, to on wywalił Alicent z Małej Rady, to on posłał z powrotem po Otta. I tak, podejmuje mnóstwo głupich decyzji (jak spalenie w złości miasta, czy praktycznie uniemożliwienie pracy rybakom z Królewskiej Przystani, co tylko powiększy problemy żywnościowe wśród poddanych), ale robi cokolwiek.

I właśnie takich akcji oczekiwałam od tego sezonu. Że bohaterowie będą podejmować wiele decyzji, czy to mądrych, czy to głupich, które będą pociągały za sobą emocjonujące konsekwencje. Bo nie potrzebujemy walk na smoki w każdym odcinku, ale potrzebujemy widzieć, że toczy się gra, że podejmowane przez bohaterów decyzje niosą za sobą konkretne konsekwencje i nie wiszą w próżni.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Bo w tym sezonie mam wrażenie, że mocno zabrakło samego Westeros. I tak, niby mieliśmy prostaczków, którzy zaatakowali Alicent, ale tak naprawdę poza Królewską Przystanią i kilkoma ujęciami z Harrenhal, ten świat jest straszliwie pusty. Westeros staje przez wojną domową. Co więcej, są to czasy, w którym ludzie nie pamiętają takich wojen, ponieważ mają za sobą długie rządy dwóch królów słynących z pokojowego władania. Więc największe co mogli zobaczyć, to małe bitewki pomiędzy lokalnymi lordami.

I nagle ci lordowie mają wywiązywać się ze swoich ślubów. Brakuje tego mocno. W “Grze o tron” gdy Robb Stark zbierał wojsko i ruszał na wojnę, czuliśmy powagę tego zajścia. Podobnie było w przypadku Stannisa, czy Deanerys. Tam nie tylko żywa była polityka przy stole, ale żywe były państwa, układy, widzieliśmy tych wojów, którzy dołączają do wybranych stronnictw. A przecież na samym początku “Gra o tron” wcale nie była serialem wysokobudżetowym i musiała opierać się właśnie na dialogach, i kombinowaniu, jak widzom pokazać coś, na pokazanie czego produkcja nie ma pieniędzy.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO

To nie tak, że wszystko w tym sezonie było złe. Pierwsze odcinki włącznie z czwartym (z walką Aemonda i Rhaenys), odcinek 6 (z przesłaniem łodzi z jedzeniem do Królewskiej Przystani), czy odcinek 7 (z bękartami dosiadającymi smoki) były tym, czego w serialu szukałam. Problemem było jednak to, że wiele ważnych wątków się rozmywało w trakcie sezonu, jakby nagle traciły impet, zamiast zmierzać do jakieś satysfakcjonującej kulminacji. Kulminacji, której nie było.

Bo finałowy odcinek nie dostarcza absolutnie niczego i co więcej, wydaje się zostawiać nas w praktycznie identycznym momencie, w którym zostawił nas sezon pierwszy. I wiecie co, nawet nie chodzi mi o to, że brakuje wielkiej bitwy (ale cholera brakuje, obiecaliście ją dwa lata temu i jej nadal nie dostarczyliście), ale żaden z wątków nie dostał w finale swojego zakończenia. No dobrze, poza wątkiem Daemona w Harrenhal, ale trudno tu mówić o zakończeniu satysfakcjonującym, a raczej o skróceniu męki widzów.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
I tak się nie pisze fabuł. Bo gdy zostawiamy widzów na kolejne dwa lata oczekiwania, oni muszą dostać coś, co ich usatysfakcjonuje i coś, co zaciekawi ich dalej. Scenariusz musi dać tam pewne domknięcie wątków, by wynagrodzić nam emocjonalne zaangażowanie. I nie chodzi o wątki główne, ale np. pierwszy sezon dał nam pełne rozwinięcie problemu z odziedziczeniem tronu przez Rhaenyrę. Jej ojciec umarł, a tron został jej ukradziony, a na koniec dostaliśmy jeszcze śmierć jej syna, co wprowadzało nas prosto w objęcia zapowiadanej wojny. I takiego czegoś brakuje w sezonie drugim. Przewodniego wątku, który został by zamknięty i otwierał drzwi do wątku kolejnego.

I nawet trudno mi wskazać, jaki wątek mógłby pełnić taką rolę, bo wszystko się jakoś dziwnie rozmemłało. A jeżeli macie wrażenie, że dosłownie brakuje w tym sezonie odcinka lub dwóch, to macie rację.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Jak po premierze finału zdradził Elio Garcia - współautor książek "Świat Lodu i Ognia" oraz "Panowanie smoka” - HBO na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć skróciło sezon z dziesięciu odcinków do ośmiu. A potem zaczął się strajk scenarzystów. A przypomnijmy, podczas niego nie wolno było zmieniać w scenariuszach absolutnie niczego, nawet przestawić przecinka. HBO nie przestało jednak kręcić serialu i kontynuowało zdjęcia, pomimo świadomości, że scenariusze potrzebują całkowitego przerobienia. Biorąc to pod uwagę, tak naprawdę celowo nakręcono serial ucięty przed samym finałem. A ostatnie minuty - będące tak naprawdę zwiastunem sezonu trzeciego - są panicznym wrzucaniem scen, w nadziei, że zostaniemy zachęceni i powrócimy.

Tym samym Bitwa o Gardziel, która miała kończyć ten sezon została przerzucona do następnego.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
I przyznam, że brakuje mi słów. Bo nie rozumiem, jak można coś takiego zrobić produkcji, która jest lansowana na jeden z czołowych seriali HBO. Przez takie zagranie tylko traci się zaufanie widzów i świadomie skazuje się serial na porażkę. Bo z pewnością masa osób nie będzie przekonana, czy chce do niego wracać. A to oznacza, że przed sezonem trzecim będzie trzeba wrzucić dodatkowe pieniądze na marketing, by ponownie wywołać ekscytację. Tym bardziej że na kolejny sezon poczekamy aż dwa lata. Finał sezonu ma proste zadanie: ma na ten czas podtrzymać uwagę fanów, by za dwa lata usiedli przed telewizorem.

Czy dało się serial uratować? Moim zdaniem mogłoby dobrze zadziałać przetasowanie samej końcówki i na finałowy odcinek wrzucić bękartów zdobywających smoki. Byłby to tani plot twist, ale dałby poczucie, że zamykamy jednak sezon z przytupem - Rhaenyra zdobywa w końcu wymarzoną przewagę.

Ród smoka sezon 2 recenzja hbo
fot. HBO
Na koniec, jest mi po prostu po ludzku smutno. Bo mogłoby się wydawać, że po “Grze o tron” wysunięto jakieś wnioski w przyspieszonego finału, a tego nie zrobiono. Co więcej, dostaliśmy bardzo dużo bezsensownych scen, które były tylko wypełniaczami czasu - jak Rhaena, która od tak odłączyła się od świty i biega po wzgórzach, czy Lannister tarzający się w błocie, snujący się po pomoście Corlys - a nie dostaliśmy scen, które dobrze by było zobaczyć, jak chociażby reakcję Zielonych na wieści, co Aemond zrobił z finale sezonu pierwszego.

Sezon trzecie oczywiście obejrzę. Ale nie czekam na niego, jak czekałam do tej pory.


Jeżeli podobała Ci się ta recenzja i chcesz jakoś wesprzeć bloga, to bardzo proszę o udostępnienie jej dalej. A jeżeli chcesz wesprzeć mnie jeszcze bardziej, możesz to zrobić poprzez postawienie wirtualnej kawy. Dzięki temu będę miała więcej siły, żeby mierzyć się z takimi wątkami jak Daemon w Harrenhal.

Postaw mi kawę na buycoffee.to