Z okazji Dnia Mamy



Nigdy nie pisałam tutaj o moich rodzicach. A przecież to, kim dziś jestem, zawdzięczam przede wszystkim im. Pozwólcie więc, że dziś opowiem Wam o mojej Mamie.

Gdy byłam mała, czytała mi Ptasie Radio z podziałem na głosy. Żałuję, że tego nie pamiętam. Dziś, gdy pokazuje, jak to robiła, za każdym razem robi na mnie ogromne wrażenie. Miałam swoje prywatne słuchowisko, zanim w ogóle byłam w stanie zrozumieć, co to jest słuchowisko.

Ma świetny gust. Jak byłam nastolatką, śmiałam się, że gdy zostanę sławna, to ona będzie moją stylistką. Ciągle podtrzymuje to zdanie.

Zawsze ufała w moją ocenę znajomych. Gdy w gimnazjum wychowawczyni próbowała ją namówić, żeby zakazała mi kontaktów z moją najlepszą przyjaciółką, moja mama stanęła po naszej stronie. I na szczęście. Gimnazjum dawno minęło, a przyjaciółkę mam do dziś.

Pozwalała mi się rozwijać. Nigdy nie usłyszałam, że siedzę za dużo przed komputerem. Dzięki czemu pisałam, tworzyłam kolejne blogi, zawierałam znajomości.

Ma niezwykłą kondycję i radość z życia. Gdy ja umieram po przebiegnięciu 2 km, moja mama robi 10. Gdy ja po kilkunastu kilometrach już nie mogę wysiedzieć na rowerze (i pedałować), ona 4 lata temu przejechała spod Krakowa na Suwałki. Po 100 km dziennie. Do spółki z tatą, ale o nim opowiem Wam kiedy indziej 😉 Gdy mi nogi się plątają podczas jazdy na rolkach, ona po 40-stce nauczyła się na nich doskonale jeździć. Wspominałam już, że wymiata na łyżwach?

Nikt nie gotuje i nie piecze tak jak ona. To, że potrafi po przepisie ocenić, że placek będzie za słodki, zadziwia mnie bez przerwy. A jeszcze bardziej, że umie zebrać kilka przepisów w jeden, eliminując rzeczy, które uważa za zbędne i zastępując je idealnymi składnikami.

Od zawsze wiedziała, co chce robić. I to marzenie spełniła. Co więcej, rzeczywistość pokryła się z jej wyobrażeniami. Gdy patrzę, jak pracuje z dziećmi w przedszkolu, mam nadzieję, że znajdę w życiu, choć połowę tej satysfakcji z pracy, jaką znalazła ona.

Zdarza się, że obcy ludzie zaczepiają mnie na ulicy i każą pozdrowić mamę. Nigdy nie wiem od kogo, ale zawsze pozdrawiam. I pękam z dumy, że dorośli ludzie zatrzymują mnie, by pozdrowić swoją panią z przedszkola.

Jest doskonale zorganizowana. Gdy ja ledwo staczam się na śniadanie i kawę słodzę solą, moja mama zdążyła już zrobić połowę zaplanowanych na ten dzień rzeczy. Nie mam pojęcia JAK. Ale już się pogodziłam z tym, że tej umiejętności chyba nigdy nie opanuję.

Dzięki niej nie wiem, co to znaczą ciche dni. Darłyśmy koty, gdy byłam nastolatką. Zapewne jak każda matka i córka. Ale gdy tylko kurz i emocje opadły, wszystko wracało do normy. Nauczyła mnie, że ciche dni, to strata czasu i energii. Lepiej porozmawiać.

Gdy w szkole nauczycielka mylnie oskarżyła mnie o popisane krzesła i nie chciała słuchać żadnych tłumaczeń, mama uwierzyła mi, nie jej. Do dziś pamiętam upokorzenie i brak możliwości obrony, gdy rzucano fałszywe zarzuty w moją stronę przy całej klasie. I nie słuchano żadnych wyjaśnień. Mama słuchała. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby mi nie uwierzyła.

Nie zgadzamy się we wszystkim. Jestem przekonana, że doprowadziłam ją wielokrotnie na skraj wytrzymania. Ale z radością i dumą mogę powiedzieć, że nie jest tylko moją mamą. Jest moją przyjaciółką, moim oparciem, moją doradczynią. I mogę mieć tylko nadzieję, że daję jej równie duże wsparcie, jakie ona oferuje mi.

Dziękuję mamo. Za wszystko.