Zacznę od razu: to nie jest tekst zamykający bloga. Za
bardzo lubię to miejsce, żeby odchodzić. Muszę za to zrobić sobie przerwę i
oczyścić głowę.
Bo o ile pisane bloga zawsze jest pewnego rodzaju obowiązkiem,
to musi się za tym kryć przyjemność i pasja. Ostatnio jej nie czuję. Bardziej
nakręcam się na to, że nie mam czasu pisać tak dużo, jak bym chciała. Co jest
zabawne, biorąc pod uwagę, że zawodowo nic innego w życiu nie robię, tylko
piszę.
Jak na ironię, myśl o publikacji tego postu i samo jego pisane, wywołuje we mnie ból brzucha. Bloguję w sumie od 13 roku życia. Czyli 17 lat. Na różne tematy, pod różnymi adresami. Wizja, że choć przez chwilę mam tego nie robić — choć podjęta po wielu przemyśleniach i wiem, że jak opublikuję ten wpis, poczuję ulgę — jest dla mnie trochę, jak zrobienie sobie przerwy od oddychania.
Złapałam się jednak na tym, że za bardzo nakręciłam się na czas
publikacji. Jeżeli choć przez chwilę staraliście się komentować popkulturę,
wiecie zapewne, że albo publikujesz od razu, albo jutro jest już 100 recenzji opublikowanych
przed tobą, a dwa dni później już nikt nie chce czytać o danym dziele. A ja tak
zwyczajnie nie potrafię.
Raz, że czas mi na to nie pozwala, a dwa, takie tempo zabija we
mnie przyjemność z konsumowania popkultury. Gdy przejrzałam bloga, złapałam się
na tym, ilu seriali i filmów nie skomentowałam, bo w mojej głowie było już na to
za późno.
I to nie jest moje narzekanie na system, bo nie siedzę w
popkulturze od wczoraj i wiem, jak to działa. Tyle że ja nie założyłam
Bałaganu z myślą pisania na bieżąco o każdym filmie i serialu, a prawie 6 lat
później wylądowałam w tym miejscu, katując się codziennie, że tego nie robię.
Bałagan miał być w zamyśle blogiem, mieszającym popkulturę z
komentarzami społecznymi, niekoniecznie fiksującym się na recenzjach i
nowościach, a bardziej na tekstach około kulturalnych. Recenzje filmów i seriali
nie miały być pisane na szybko, byle były. I gdy patrzę na pierwsze teksty na
blogu, to właśnie w ten sposób pisałam. Nie przejmowałam się, że komentuję serial sprzed
nastu lat.
Równocześnie, bardzo zmęczył mnie stres, z jakim obecnie wiąże się pisanie recenzji. Ostatnimi czasy ludzie mało sympatycznie reagują na takie treści. Zmęczyłam się byciem krytykowaną za to, że nie lubię nowego Tarantino, czy że podobały mi się 2 sezony Sabriny. Choć miałam czas napisać recenzję Jokera, to tego nie zrobiłam — bo moja opinia o tym filmie nie jest zbyt przychylna. I sama wizja zostania za to zaatakowaną mnie odwiodła od pisania.
Bo to nie są komentarze, które odnoszą się do krytykowanego, czy chwalonego przeze mnie filmu, tylko do mnie osobiście. Najczęściej wcale to nie są stali czytelnicy, a ludzie z zewnątrz, który nigdy wcześniej, ani później się nie pojawili. Ale muszą mi wyjaśnić moją głupotę.
I od tego też muszę odpocząć.
Próbowałam się z tego wyrwać, nie robiąc przerwy na blogu, ale
już wiem, że w ten sposób nie dam rady. Muszę wziąć głęboki oddech
i się zdystansować.
Nie znaczy to jednak, że całkowicie znikam z Internetu. Ciągle
będę się udzielać na fanpage Bałaganu (z jakiegoś powodu wrzucanie postów tam
mnie nie stresuje i nie czuję przy tym presji, że muszę), a także posłuchać w
podcaście FANtropia i znaleźć na tamtejszym fanpage.
Przyznam, że nie wiem, ile czasu zajmie mi ta przerwa. Mam
zamiar wziąć go tyle, ile potrzebuję, żeby odnaleźć z powrotem fun z pisania. Może
będzie to tydzień, a może pół roku. A może dwa dni?
Kto wie. Ale wrócę. Bo co jak co, ale pisać lubię, a bez
popkultury żyć nie potrafię 😊