Pierwszy odcinek ósmego sezonu był taki, jak wiele innych
pierwszych odcinków GoT. W teorii nic się nie działo. Dużo spojrzeń, wymiany
zdań, przypominania widzom, gdzie zakończyli oglądać, jaki bohater opowiedział
się za kim, gdzie się znajduje i dlaczego.
W praktyce, jak zawsze, pod płaszczykiem milczenia i uśmieszków,
pionki na szachownicy ustawiają się na nowo, pokazując zarzewia do kolejnych
konfliktów, podczas gdy jeszcze nie rozwiązaliśmy tych starych. Odcinek ten jest także pewnego rodzaju
hołdem dla pierwszego odcinka Gry o Tron.
Nowa czołówka
Kto nigdy nie ogląda czołówki GoT, ten dużo traci. Zawsze
należy, choć na początku sezonu zerknąć, co zmienili, co nowego się pojawiło, a
co zniknęło. Tym razem, zmiany nie były delikatne. Na sam koniec zmieniono
wszystko i zamiast oglądać Westeros z lotu ptaka, przenieśliśmy się do środka.
Czy to oznacza, że sezon będzie bardziej… intymny? Będzie się
kręcił wokół stołów narad wojennych? A może jest po prostu czymś, co twórcy
dawno chcieli zrobić? Trudno powiedzieć, ale nie da się zaprzeczyć – jak zawsze
czołówka jest świetna. Jeżeli jej nie obejrzeliście, przyzwyczajeni, żeby ją
przeskakiwać, koniecznie to nadróbcie!
Nawiązania do początków
Ten odcinek jest pełen odniesień do pierwszego odcinka GoT – jest
ich tak wiele, że dla pewności, aż go obejrzałam ponownie. Po tylu latach i ze
świadomością, co wydarzy się dalej, jest to zabawne uczucie i dziwne uczucie
widzieć jak bohaterowie beztrosko się śmieją. Jak Sansa martwi się, że Joffery
jej nie polubi. Jak Arya jest znudzona haftowaniem i marzy o strzelaniu z łuku.
Jak Jon desperacko chce trafić na mur. Jak młoda Dany siedzi przerażona na
swoim weselu i jej brat niecierpliwie czeka, aż Drogo da mu armię. I ci
aktorzy, tacy młodzi!
W ciągu tylko kilku lat, tyle się zmieniło. Nawet ich gra.
Naprawdę widać mocne postępy u wielu z nich.
Ale wracając do wątku głównego, co mają ze sobą wspólnego oba,
tak odległe w czasie odcinki?
ü
Przyjazd
do Winterfell – 9 lat temu oglądaliśmy, jak to Cersei przyjeżdża z Robertem
w obstawie ogromnej świty. Teraz patrzymy dokładnie na to samo, w wykonaniu
Dany i Jona otoczonych wojskiem.
ü
Wspinaczka
– mamy małego chłopca wspinającego się po drzewie, tak jak przed laty wspinał
się Bran tuż przed swoim wypadkiem. W obu przypadkach wspinaczka również
dotyczyła wypatrywania królewskiego przejazdu. Bran wypatrywał czy już
nadchodzą, mały chłopiec próbował ogarnąć rozmach armii. Co ciekawe, wiele
głosów mówi, że to mały Umber się wspinał – co nie jest prawdą. Chłopcy są do
siebie podobni, ale wspinał się zdecydowanie młodszy, bezimienny dzieciak.
Lorda Umbera spotkał gorszy los.
ü
Gdzie
jest Arya? – w pierwszym odcinku Catelyn Stark, czekając z rodziną, na
przyjazd królewskiej świty która pyta, gdzie podziała się Arya. W 8 sezonie
również nikt nie wie, gdzie jest. W obu odcinkach pytanie to zadane jest
Sansie. A Arya, podobnie jak na samym początku, stoi w tłumie ludzi
przyglądając się paradzie. Po 9 latach jednak nie czuła się już w obowiązku
pojawić na powitaniu królowej.
ü
Znak
pierwszych ludzi – znów widzimy znak pierwszych ludzi / Nocnego Króla. Nie
tylko znowu jest zrobiony z trupów i części ciał, ale po raz kolejny mamy przy
tym zabite dziecko. W pierwszym odcinku była do mała dziewczynka (GoT szybko przełamał lody i przeszedł do
zabijania dzieci), a w ostatnim sezonie to mały Umber. I oboje radośnie
ożywają. Co oznacza? Jesteśmy pod sam koniec i nikt z całą pewnością nie umie
odpowiedzieć na to pytanie. Co ciekawe – znak pierwszych ludzi rozpoczyna odcinek
pilotażowy, z kolei teraz umieścili go prawie na samym końcu. Jakby domykając
pewien rozdział.
ü
Krypta – ważne
rzeczy odbywają się w krypcie. To tam Ned Stark słyszy propozycję króla, który
proponuje mu objęcie posady namiestnika królewskiego, tuż przed grobem swojej
siostry. Matki Jona Snow. Co jest znamienne, bo to tu, przy grobie Neda Starka,
Jon dowiaduje się, kim w rzeczywistości jest.
ü
Jaime i
Bran – pierwszy odcinek kończy się tym, jak Jaime zrzuca Brana z wieży,
chcąc chronić swój kazirodczy związek z Cersei i tym samym ustanawiając
przyszłość Brana, jako Trójokiej Wrony. Ósmy sezon w pierwszym odcinku również
żegna nas dokładnie tym zestawieniem, choć teraz Jaime nie stoi naprzeciwko
dziecka, a mężczyzny. I jest blady ze strachu.
ü
Dany
przedstawiana jest trochę jak jej brat – zwróćcie uwagę na to, że Viserys w
pierwszym odcinku oczekiwał, że Khal natychmiast da mu wojsko, a najlepiej
jakby przed nim klęknął. Tak samo zachowuje się Dany, przyjeżdżając do
Winterfell. Oczekuje pełnego poddania i choć, w przeciwieństwie do brata, stoi
za nią cała armia Nieskalanych, daleko jej do tej, która walczy o prawa ludzi z
pierwszych sezonów. Teraz jest tą, która grozi i pali.
Mamy także mrugnięcia do widza:
ü
Kusza
– Cersei uwielbia „poetycką sprawiedliwość”, daje więc Bronnowi dokładnie tę
samą kuszę, którą Tyrion zabił Tywina. Przyznam jednak, że nie martwiłabym się
przyszłością braci. Tyrion powiedział Bronnowi, że przebije dwukrotnie każdą
cenę, jaką ktoś wyznaczy za jego życie. Poza tym Bronn doskonale dogadywał się
z oboma z nich. Jest zabójcą na zlecenie, ale trudno mi uwierzyć, by naprawdę
wykonał rozkaz. Cersei źle wybrała.
ü
Ed Sheran
– dziwna rozmowa prostytutek w burdelu odnosiła się do nikogo innego, jak
do postaci grającej przez Eda, którą fani szczerze znienawidzili. Już wiemy, co
się z nim stało. Przeżył, ale spaloną twarz, pozbawioną powiek.
Powitania po latach
Mamy morze powitań i wiem, że wielu się na nich wynudziło. Ale
pamiętać musimy, że był to odcinek konieczny, część z tych postaci nie widziała
się od pierwszego sezonu. Nie będę omawiać ich wszystkich, jednak część po
prostu muszę.
Po raz pierwszy spotykają się Sansa i Dany. Sansa z oczywistych powodów nie jest zachwycona
przybyciem blond królowej. Jon jechał zdobyć sojuszników, nie padać na kolana. I czy można się jej dziwić? Od dziecka
marzyła o wielkich tytułach i zaszczytach. Sama miała zostać królową, los jednak
chciał inaczej i trafiła na Joffreya. A powiedzmy sobie szczerze, będąc córką
Neda Starka, najlepszego przyjaciela Roberta, drogę na tron miała czystą i
jasną. Przez resztę swojego życia, była pomiatana, wykorzystywana i musiała
posłusznie schylać głowę, co w większości przypadków, kończyło się dla niej
źle. Nawet Littlefinger, który miał o nią dbać, wydał ją za gwałciciela i
psychopatę (Sansa ma prawdziwego pecha do takich).
Nie dziwię się, że ucieszyła ją myśl, bycia siostrą Króla
Północy, a kto wie, może w przyszłości i całych Siedmiu Królestw. Doskonale poradziła
sobie jako Pani Winterfell, pokazała, że wiele się nauczyła i… znowu każą jej
klękać. Między wierszami grożąc smokami. Sansa potrzebuje wysokich tytułów i
zaszczytów. Chce ich, bo to jej tarcza ochronna. Będąc wysoko postawioną, nikt
nie będzie mógł już jej niczego kazać i skazywać na kolejne okropieństwa.
A przynajmniej tak jej się wydaje.
Daenerys z kolei
zapomina, że nie jest już za morzem. Za morzem, gdzie ustanowiła swoje rządy,
miała przyjaciół i wrogów, i gdzie się z nią liczyli. Gdyby zapytała mnie o
zdanie, powiedziałabym jej, zapomnij o Westeros. Tam musisz zaczynać wszystko
on nowa, a nawet jak jest kilku ostatnich wiernych Targaryenom, to nikt nie zna
ciebie. Nie zapracowałaś sobie na
szacunek. To, co zrobiłaś dla Nieskalanych, tu się nie liczy. Dany miała co
prawda trochę czasu, by się o tym przekonać, ale ewidentnie nie ma ochoty uczyć
się na błędach. Jest wyraźnie zaskoczona
niechęcią mieszkańców Winterfell i wyraźnie usatysfakcjonowana ich reakcją na
smoki.
Może to moje wrażenie, ale ten odcinek wyraźnie pokazywał Dany
w złym świetle. Czyżby Dany miała być na sam koniec tą złą, nieodrodną córką
swojego ojca, Szalonego Króla?
Arya i Jon z kolei
nie widzieli się przez lata. Od pierwszego sezonu ich drogi nie przecięły się
ani razu, a Jon z pewnością długo myślał, że jego mała siostrzyczka nie żyje. Nie
mam tu dużo do powiedzenia, poza tym, że lekko oczy mi się spociły. No i poza
tym, że jak Jon dobrze to rozegra – i w oczach Aryi nie zdradzi rodziny – to ma
za sobą prawdopodobnie najbardziej wykwalifikowaną skrytobójczynię w Westeros.
Kieruj chłopie wojska na Nocnego Króla, a do Królewskiej Przystani wyślij samą
Arię. Konflikt z Cersei zażegnamy w drugim odcinku.
Arya spotyka też w końcu
Ogara. A jak pamiętamy z jego rozmowy z Brienn, trochę traktuje ją jak
córkę (w 7 sezonie wymieniali się uwagami o niej, jak dwójka dumnych rodziców).
Ogar zachowuje duży dystans i lekką wrogość, nie można mu się jednak dziwić, w
końcu dziewczyna zostawiła go na śmierć. Ale nie wmówi mi nikt, że nie było tam
podszytej lekkiej dumy z tego, jaka wyrosła. I że ciągle żyje.
Z kolei spotkanie Aryi z
Gendrym, było takim uroczym przypomnieniem, w kim się kochała, jaka kiedyś
była. Gendry też nie do końca wie, jak się zachować, ale wydaje mu się, że
widzi przed sobą ciągle tę samą małą dziewczynkę, która nie lubi sukienek. Ale
to jest GoT, więc zamiast uroczego romansu, któreś z nich zapewne zginie.
Sansa spotyka Tyriona.
I jest to moje drugie, ulubione spotkanie w tym odcinku. Ta dwójka wymieniła
się złośliwościami, ale równocześnie widać, że niezwykle się szanuje. Sansa
doskonale pamięta, że jeżeli ktoś jej nie skrzywdził w całym jej życiu, to był
to między innymi Tyrion. Ten z kolei, może ma lekkie pretensje, że zostawiła go
z tym całym burdelem samego, ale z drugiej strony widać w jego słowach podszytą
dumę i radość, że dziewczyna jednak pokonała wszystkie przeciwności losu. To,
co mi się niezwykle podobało, to powiedzenie przez Sansę „uważałam cię za
inteligentnego”. Co tylko pokazuje, że lata temu mogła go nienawidzić. Ale to
było lata temu, teraz rozumie wiele z jego decyzji.
Jaime spotyka w końcu
Brana. I to jest mój ulubiony moment. Nie padły żadne słowa. Bran
przyglądał się z tym swoim wyrazem twarzy „wiem wszystko”. Jaime z kolei,
zdecydowanie pobladł. Ale nie wydaje mi się, by miało tu dojść do
jakiegokolwiek konfliktu. Bran nie jest już Branem, ma gdzieś ludzkie zwady, co
więcej, może nawet myśli, że musiał stracić władzę w nogach, by stać się
Trójoką Wroną.
Ale ta chwila milczenia, te ostatnie sekundy odcinka, miały w
sobie ogromną moc. Upadek Brana był jednym z powodów, przez które Ned podjął
śledztwo. Pierwszym było oskarżenie przez siostrę Catelyn, że Lannisterowie
zabili jej męża, lorda Arryna, ówczesnego namiestnika. Podrzuciła również myśl,
że planują oni morderstwo samego króla Roberta. A na to wszystko (gdyby sprawa
nie była już dla Neda wystarczająco osobista), doszło podejrzenie, że Tyrion
zlecił morderstwo nieprzytomnego po upadku Brana.
Jedno wypchnięcie małego chłopca z okna i dosłownie cały świat
rozpada się na kawałki.
Przed nami nowe konflikty
Nie zapomniałam o spotkaniu Dany i Sama, ale celowo przeniosłam to tutaj. Dany paląc wszystkich
dookoła, bardzo sukcesywnie narobiła sobie wrogów, nawet tam, gdzie myślała, że
ma sojuszników. Sam może jeszcze przeżyłby śmierć ojca (nie lubili się w końcu
za bardzo), ale świadomość, że został ostatnim męskim potomkiem rodu? Wiedza,
że jego rodzina została tam sama, bez żadnego obrońcy? To musiało być jak cios
w serce. A Sam może nie wygląda, ale przeciwnikiem jest niebezpiecznym.
Nie mogę też pominąć cudownej gry aktorskiej Johna Bradley-Westa.
To, co pokazał na ekranie, było niesamowite. Widać było, jak na początku
dosłownie przełyka informacje o swoim ojcu, jak wieść o losie brata powoli go
rozkleja, jak nie chce więcej patrzeć na Dany.
To właśnie Sam wprost mówi, jaki konflikt czeka całe Siedem
Królestw. Jon może nie chcieć tronu i
mieć gdzieś władanie, ale ludzie stoją za nim. To w niego są wpatrzeni. To
on jako męski potomek, ma pierwszeństwo. I nie ważne, że to Dany jest córką
byłego władcy, w Westeros władzę najpierw dziedziczy linia męska. Ogłoszenie
rewelacji kim jest, od razu postawi go ponad nią. Co więcej, jest połączeniem
krwi Starków i Targaryenów. I nie jest synem Szalonego Króla, a jego wnukiem,
co może dać mu dużo większe zaufanie społeczeństwa.
A patrząc na nastawienie Dany „klękajcie albo was spalę”, nie
odpuści ona Żelaznego Tronu tak łatwo. Jej wielka miłość może natychmiast
obrócić się w nienawiść. Tym bardziej że wychowywana była całe życie, jako ta
wybrana, dziedziczka, ostatnia z Targaryenów.
A Jon? Jon nigdy nie kazał nikomu klękać. Zawiera pakty i sojusze,
które tego nie wymagają. I właśnie dlatego ludzie sami uginają przed nim
kolana. Dlatego Dzicy walczą u jego boku. Sam zadał właściwe pytanie. „Czy zabiłbyś ich, za to, że nie ugięli
kolan?”. Oboje znają odpowiedź. Jon by tego nie zrobił.
Inną sprawą jest, że strasznie zadziwiła mnie nierozwaga Dany.
Nie zastanowiło jej ani trochę, dlaczego smoki tak dobrze reagują na Jona.
Dlaczego pozwoliły mu na sobie lecieć. Może myśli, że jej sympatia do niego
wystarczy. Może ma mniejszą wiedzę o smokach niż chciałaby przyznać. Ale
wszystkie podania i legendy o jej rodzinie mówią, że to ich krew uprawnia do
bycia smoczym jeźdźcą. Powinna więc choć przez chwilę się nad tym zastanowić.
Konfliktem, który zaraz się narodzi, to będzie nadchodzące
spotkanie Dany i Jaimego. Bo to on zabił jej ojca. On jest królobójcą. Trudno
będzie Tyrionowi coś wskórać w tym przypadku, bo każde słowo za bratem, może
zostać odebrane jako zdrada. Co może narodzić kolejne nieporozumienie na tej
linii, tym większe, że Tyrion obiecał jej armię od siostry. A Jaime powie, że
on jest tą armią, w składzie jednoosobowym. I bynajmniej, nie za zgodą Cersei.
Powinnam jeszcze omówić to, co działo się w Królewskiej
Przystani, ale… powiedzmy sobie szczerze, że tam nie działo się nic. Poza
uwolnieniem Yary przez Theona i oświadczeniem, że Złota Kompania jest na
miejscu, żadne z tamtych wydarzeń nie miało większego znaczenia. Cersei
przekonuje się tylko raz po raz, że może sobie być królową, ale nadal mężczyźni
chcą robić jej dzieci i nawet jak są jej podwładnymi, to mają nad nią władzę.
Nie dowiadujemy się za to niczego, co z jej kolejną, domniemaną ciążą z Jaimem.
Odcinek pełen był również nieoczekiwanego humoru, miej lub
bardziej udanego, ale wydaje mi się, że serial dość rzadko wygrywał żarty na
takich nutach, jak dwa gapiące się smoki. Fanów mocno rozbawił Bran, który
wyglądał, jakby koła przymarzły mu do błota, a wszyscy inni go olali. Jednak
powiedział on w serialu wyraźnie, że czeka na „przyjaciela” i doczekał się w
końcu przyjazdu Jaimego. Szkoda tylko, że serial tak niefortunnie to rozegrał
(fani zbierają obecnie pieniądze na rampy dla Brana, żeby mógł się swobodnie
poruszać po Winterfell).
Odcinek pierwszy nie był porywający, ale równocześnie dał mi
satysfakcję, bo czekałam trochę na te wszystkie spotkania. Być może było ich za
dużo na raz. Być może, momentami były za szybko zagrane. Ale pamiętajmy, że ten sezon to tylko 6 odcinków, a musimy w nim
rozegrać co najmniej dwie ogromne wojny.
A na sam koniec zostawiam Wam smaczek. Jeżeli lubicie podglądać
plany filmowe (i np. zerknąć, jak żywcem palono człowieka na planie), to HBO
umożliwiło nad zajrzenie za kulisy pierwszego odcinka ósmego sezonu.