Byłam sobie niczego nieświadoma na
wczasach, gdy nagle w internecie rozpętała się burza. Ciri
prawdopodobnie nie będzie biała! Netflix szuka kogoś z mniejszości
etnicznej! TRAGEDIA!
Tylko, czy... na pewno?
Przywiązanie do postaci
Jedną z kluczowych cech buntu, jest
silne przywiązanie do obsadzanych w serialach i filmach postaci.
Doskonałym przykładem jest tutaj... Rowling, która w jednym z
wywiadów wyznała, że bardzo się cieszy, iż najpierw z Emmą
Watson porozmawiała przez telefon. A nie w cztery oczy. Dlaczego?
Hermiona w wyobrażeniach pisarki różniła się bardzo, od ślicznej
Emmy. Była pospolitą dziewczynką, z za dużymi zębami i burzą
włosów.
Emma w rozmowie telefonicznej z
podekscytowania traciła oddech, chciała powiedzieć za dużo naraz
i Rowling czuła, że rozmawia z Hermioną. Ale już na żywo,
Hermiony nie zobaczyła. W wywiadzie wyznała, że czuła, że Emma
się nadaje, ma Hermiony charakter i sposób bycia, ale z pewnością,
nie wygląd.
No śliczne te dzieciaki. |
Książki, ale i gry, narzucają nam
to, jak powinna postać wyglądać. O ile gry robią to bardzo
wizualnie i każdy z nas ma po nich dokładnie do samo wyobrażenie,
tak książki pozwalają na totalną dowolność. Założę się, że
mój Geralt i moja Ciri wyglądają zupełnie inaczej, niż Wasze.
Czy to źle? Nie, to doskonale – ta sama powieść przeżywa multum
wersji i w każdej jest tak samo dobra.
Przywiązanie do wyobrażonego wyglądu
sprawia jednak, że jakiekolwiek odstępstwo od tego, będzie nas
bolało. Nawet, jeżeli wyobrażamy sobie postaci błędnie.
Polski Wiedźmin też miał głęboko gdzieś opis Zerrikanek. |
Bo ja sobie tak wyobrażam!
Daleko nie trzeba szukać, by znaleźć
w internecie opinie, iż wiedźmińska Zerrikania to odpowiednik
naszej Afryki, a Zerrikanki odpowiadają wyglądem Afrykaczykom.
Tylko, że... to nie prawda.
„Wyciągnięte w szaleńczym
galopie, powiewając jasnymi warkoczami, gwiżdżąc
przenikliwie, otoczone migotliwymi błyskami szabel, z wąwozu
wypadły...
- Zerrikandki! - krzyknął wiedźmin
bezsilnie szarpiąc powrozy.”
Wszyscy zgodnie zmienili dziewczynom
przynależność rasową, ale dziwnym trafem, nikomu to nie
przeszkadza.
To nie mój wiedźmin, nie moja Ciri
Warto zaznaczyć, że pewne jest tylko
i wyłącznie obsadzenie w roli Geralta Henryka Cavilla. Plotka o
Ciri jest... tylko plotką. Nie mamy żadnych potwierdzonych
informacji, jak naprawdę ma wyglądać i jakie wyobrażenie mają
twórcy. I jaki zamysł mają. Bo choć sama nie bardzo cieszę się
na obsadzenie znanego aktora w roli głównej (wyglądałam za jakimś
nowym i świeżym nazwiskiem), wyboru samego Cavilla ocenić nie
umiem. Jest trochę za ładny, ale z drugiej strony, po komputerowej
obróbce, wygląda jak Geralt.
A co z Ciri? Co jeżeli będzie innego
koloru, niż białego? Otóż, może. I wcale nie musi być to osoba
czarnoskóra, bo internet zapomniał o istnieniu mulatek i całej
gamy kolorów raz narodowości. I myślę, że ciekawie wyglądałaby mulatka z mysimi włosami. A gdy tak uparcie przykładamy naszą
mapę do wiedźmińskiego świata, okaże się, że o dziwo byłaby
taka możliwość. Skoro upieramy się, by Zerrikania była
odpowiednikiem Afryki (bo tak), to chciałam tylko przypomnieć, że
Nilfgaard leży bardzo wysunięty na południe. A im dalej na
południe, tym ciemniejszy kolor skóry. A tata Ciri pochodzi właśnie
z Nilfgaaru, więc nasza księżniczka jak najbardziej mogłaby być
mulatką, z pomieszania krwi obu narodowości.
Nutka hipokryzji
W całym zamieszaniu pojawia się także
mała nutka hipokryzji. Zanim ogłoszono, kto wygrał casting na
wiedźmina, marzeniem wielu fanów była kandydatura Zacha
McGowana. Który zdecydowanie nie wygląda jak Geralt, i nie chodzi o
kolor włosów, a skóry właśnie. Więc, skoro kandydatem na główną
postać, z białymi włosami o bladym kolorze skóry mógł być
ktoś, kto całkowicie przeczy temu schematowi, dlaczego Ciri nie
mogłaby być właśnie taka?
Ale
wiemy, że Zach ma to coś, to niepokojące spojrzenie, ten
uśmieszek, tę urodę, która nie jest oczywista, a jednak
magnetyczna. I grał w wystarczająco wielu produkcjach każących mu
machać mieczem, czy inną szablą, by pokazać nam, że się nadaje.
Ale
skoro on może, to dlaczego Ciri nagle nie może?
Adaptacja, to adaptacja
Ale najważniejsze na koniec.
Adaptacja, to nic innego, jak pokazanie dzieła według konkretnej
interpretacji. Co doskonale pokazuje przedstawienie Frankensteina,
gdzie śnieżnobiały Benedict został obsadzony wśród czarnoskórej
rodziny, jako syn i brat. Czarnoskóra Hermiona na deskach teatru też
nikogo nie zabiła. Hamilton zdecydowanie nie był obsadzony według
„prawidłowości pochodzenia”. I stał się jednym z
największych, międzynarodowych hitów.
Żadna z wersji adaptacji nie
przekreśla ani książek, ani gier, ani naszych wyobrażeń. Ten
serial to po prostu wyobrażenie kogoś innego. Może nam się
podobać, może nie, ale najlepiej byłoby ocenić całość dopiero
po obejrzeniu choć jednego odcinka.
Daleko nie szukając, Olivia Colman w
Nocnym recepcjoniście, gra postać, która oryginalnie była
mężczyzną. I gra ją, będąc w zaawansowanej ciąży. Co tylko
dodało więcej ciekawych elementów do historii.
Obsadzajmy po umiejętnościach
Bo finalnie, okazuje się, że dobrze
dobrana rola do aktora, sprowadza na daleki plan to, czy ma skórę
białą, czarną, czy zieloną. Rola podarowana utalentowanemu
aktorowi pozwala nie tylko na nowe interpretacje, ale na wczucie się
w historię. Osobiście wolę czarnoskórą, utalentowaną aktorkę w
roli Ciri, niż dziewczynę, która nie będzie miała za grosz
talentu, za to będzie wyglądała tak jak trzeba.
I
taki świat mi się marzy. Abyśmy wzięli przykład ze szkoły
brytyjskiej, gdzie obsadzają według talentu i tego
czegoś,
czego nie da się nauczyć, a nie po kolorze skóry czy włosów.