Dorosłość jawi
się jako wielkie pole minowe, zapełnione obowiązkami, niespełnionymi
marzeniami, obowiązkami, rozczarowaniami, obowiązkami, zmęczeniem i
obowiązkami. Dzieciństwo to najpiękniejsze, beztroskie lata życia. Ale dorosłość?
W dorosłości trzeba być poważnym, trzeba zapomnieć o beztroskich momentach. W
dorosłości trzeba pamiętać, że wszystko co dobre już za nami.
Bo za nami
wszystko co pierwsze. Pierwszy zachód słońca, pierwsze samodzielne wakacje,
pierwsze miłości, pierwszy alkohol, pierwszy seks. Dorosły widział już wszystko
i głupio się ekscytować pierdołami. Nawet, jeżeli czuje się ekscytację, wypada
ją w sobie zdusić. Pamiętać, że wszystko co dobre, już za nami.
Nie wypada w
dorosłości wiele rzeczy. Szesnastolatek bez zastanowienia założy rolki i będzie
się uczył na nich jeździć. Dorosły zatrzyma się, pomyśli czy wypada i nigdy nie
spróbuje.
W dorosłości
wypada się najebać do nieprzytomności i opowiadać kolegom w pracy, jaki weekend
był ciężki i szalony. Nie wypada beztrosko uganiać się za Pokemonami. Wypada
narzekać na to, jakie życie jest ciężkie i beznadziejne. Nie wypada powiedzieć,
że odnosi się sukces i się tego nie wstydzi. W dorosłości wypada zajmować się
rzeczami poważnymi. Jakie to rzeczy? Zapewne poważne jest pisanie książki.
Prawdopodobnie niepoważne jest pisanie bloga. Czym różni się jedno od drugiego,
skoro tu i tu się pisze? Ciężko powiedzieć, ale podskórnie czujemy, że jednak
książkę pisać wypada bardziej.
A już na pewno
nie wypada uważać swojej pracy za przyjemną. Ktoś kto zarabia na swoim hobby
jest niepoważny, niedojrzały i nie zna życia. Poniedziałek musi być katorgą, a
piąteczek wybawieniem. A już szczególnie pamiętać trzeba o tym, że uświęca
tylko ciężka praca za jak najmniejsze pieniądze. Wysokie zarobki, satysfakcja z
życia? Chyba żartujesz.
Wszyscy od małego wmawiają nam, że najlepsze
lata, to te ze szkoły i na studiach.
Naprawdę? Mam
uznać, że w wieku 26 lat, wszystko co dobre już za mną? To po jaką cholerę mam
starać się dalej.
Tak naprawdę dopiero
teraz, bo wielu bojach, trudach i życiowych zakrętach, zaczynam się uczyć
naprawdę lubić siebie. Tak naprawdę dopiero teraz mam siłę stanąć oko w oko ze
swoimi kompleksami. Zmierzyć się z marzeniami i rozliczyć z tym, co naprawdę
jestem wstanie zrobić i osiągnąć, a co zawsze będzie poza moim zasięgiem. Tak
naprawdę dopiero teraz zaczynam powoli rozumieć, że należy zrobić to bez żalu. Dopiero
teraz mam odwagę odcinać się od ludzi, których w swoim życiu mieć nie chcę.
Tworzyć wokół siebie środowisko ludzi, którzy mnie inspirują, napędzają do
działania. Dopiero teraz zaczynam rozumieć i uczyć się, że to kim jestem i jaka
jestem, nie jest definiowane przez innych, a przeze mnie samą.
W swoich najlepszych latach wszystko
definiowali za mnie inni ludzie. I oczywiście nie były to osoby, które uważały,
że jestem wartościowa. Nie. Ja słuchałam zawsze tych drugich. W pewnym momencie
tych, którzy za kopanie mojej pewności siebie, uczynili zabawą i sportem.
Wiecie co?
Chrzanię dorosłość, w której nie wypada mi się cieszyć z nowego zwiastuna
Sherlocka i piszczeć na widok Toma Hiddlestona. Nawet jeżeli piszczę przed
komputerem. Chrzanię dorosłość kultywującą mit ciężkiej pracy, która nie
przynosi w zamian nic, prócz zmęczenia, rozczarowania i złości. Chrzanię dorosłość,
w której nie będę oczekiwać już niczego poza rachunkami.
Bo życie jest
dużo lepsze, gdy pozwalam sobie na śmiech. Nawet, gdy wszystko wali się
dookoła, a wiadomości ze świata mówią o kolejnych zamachach. Życie jest dużo
lepsze, gdy pozwalam sobie równocześnie przejmować się sytuacją na
świecie oraz czerpać przyjemność z oglądania głupich wyzwań na YouTubie. Życie
jest dużo lepsze, gdy oczekuję, że moja praca przyniesie mi coś w zamian. Nie
ważne, czy są to pieniądze, znajomości, nowa wiedza. Albo wszystko naraz. Mam
prawo oczekiwać, że dostanę w zamian tyle, ile z siebie dam. Że praca ma mi
zapewnić bezpieczeństwo finansowe, a nie nerwicę i bezsenne noce. I mam prawo
tego oczekiwać, mając pełną świadomość, że świat tak nie działa, nie jest
sprawiedliwy i nigdy nie będzie.
Bo dorosłość to
przecież nie tylko obowiązki i pełna świadomość tego, co dzieje się na świecie.
Dorosłość to samo decydowanie o sobie. To moment, w którym w końcu decydujemy,
nieprzymuszeni przez nikogo, czego chcemy się uczyć, jak i czy w ogóle. Kogo
chcemy znać, a kogo nie. Gdzie chcemy żyć. I jak.
I tak. Często
jest pod górkę. Często jest pod górkę tak bardzo, że są dni, które ze
wspinaczki zamieniają się w schodzenie w dół. Ataki paniki. Zwątpienia.
Strachu. W końcu sami odpowiadamy za siebie. Jedna nasza decyzja może naprawić,
albo zniszczyć dużą część naszego życia. Albo czyjegoś, bo jako dorośli często
jesteśmy już odpowiedzialni także za czyjeś życie.
Żyjemy
przekonani, że wszystko co dobre się już wydarzyło. Jakbyśmy mieli umrzeć już
jutro, albo najpóźniej za tydzień. A przecież nic w naszym życiu nie jest
stałe. To co dzisiaj jest normą, za dziesięć lat będzie tylko wspomnieniem.
Bycie dzieckiem i nastolatkiem to tylko mała część naszego życia. I na pewno
nie najlepsza.
A przynajmniej ja nie chcę wierzyć, że to co najlepsze, jest już dawno za mną.
0 Komentarze