Człowiek to taka dziwna istota, która nie bardzo lubi
doceniać to, co ma, za to doskonale wie, czego mu brakuje. Nie jestem w tym
przypadku lepsza od innych. I dlatego jestem przekonana, że gdybym mieszkała w
Londynie, moje życie byłoby ciekawsze, ułożone, lepsze pod każdym względem. No
i byłabym w tym samym mieście, co Tom Hiddleston. Miałabym powód, by wstawać z
łóżka, gdy ciemno za oknem.
Zupełnie nie jest ważne, że nigdy w Londynie nie byłam, ba,
moja stopa nie stanęła nawet na skraju angielskiej ziemi.
Gdybym chociaż miała jeszcze na co narzekać! Zła praca, brak
znajomych, czy problemy rodzinne. Ale nie narzekam na swoje życie, bo byłoby to
najzwyklejszym bluźnierstwem, choć jak każdy mam dołki i doskonale wiem, jakie
moje życie powinno być, a jak wcale nie wygląda. Zdaję sobie również sprawę, kto
jest ode mnie lepszy na tysiąc sposobów. Na co dzień staram się z nikim nie
porównywać, ale czasem widzę kolejne idealne zdjęcie Emmy Watson, a potem,
mijając lustro, widzę siebie bez makijażu.
To jest najgłupsze uczucie z możliwych – brak możliwości
narzekania, a jednak poczucie, że to co mam nie jest dokładnie tym, czego
szukam. Choć tak naprawdę nie mam pojęcia, czego dokładnie szukam. Nie wiem też,
dlaczego wszystko mi mówi, że mogłabym znaleźć to w deszczowej Anglii, gdzie
króluje Brexit i raczej nie cieszą się na kolejnego imigranta.
To jest dokładnie to samo uczucie, które czuje się, chcąc kupić
super wypasiony telefon, czytnik lub niesamowicie drogą bluzkę, która na pewno odmieni
życie i wszystko będzie piękniejsze. A potem okazuje się, że telefon działa jak
każdy. Czytniki są super, ale nie umiesz się przestawić z kupowania normalnych książek, więc biedny leży na
biurku i zbiera kurz. A ta bluzka świetnie wyglądała w przebieralni, a w domu
już tak dobrze nie leży lub, co gorsza, do niczego nie pasuje.
I ja o tym doskonale wiem, a mimo to ciągle rozglądam się za
czymś, czego nie mam, ciągle patrzę na miejsca, gdzie mnie nie ma i ciągle
chcę, żeby kapało mi na nos w klimatycznych zaułkach zabieganego Londynu.
Mówią, że najlepiej jest nie spotkać swojego idola, bo można
się tylko rozczarować. I dlatego trochę się boję planowanej na przyszły rok
wycieczki. Może lepiej zostawić go wyidealizowanym w swoich marzeniach? Może
nie łamać sobie serca świadomością, że nie jest taki, jaki chciałabym żeby był?
Albo, co gorsza, spełni wszystkie moje oczekiwania i moja dusza zostanie tam
już na zawsze.
0 Komentarze