Dziś kalendarz bezlitośnie wskazuje, że powinnam zmienić cyferkę przy
swoim wieku. Dwudzieste szóste są tymi, w których jestem pomiędzy mam urodziny, ale fajnie!, a gdzie się zatrzymuje ten licznik? Ale
chociaż w tym roku – w przeciwieństwie do zeszłego – nikt nie będzie za mną
chodził i powtarzał, że stuknęło mi ćwierć wieku (z tego miejsca chciałam
gorąco pozdrowić mojego Tatę).
No i w urodziny zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: właśnie zaczynasz dwudziesty siódmy rok swojego życia! Przepraszam!
Ja dopiero oswajam się z liczbą dwudziestą szóstą i jeszcze przez miesiąc będę się musiała
zastanawiać ile w końcu mam lat, nie jestem gotowa na żadne dwadzieścia siedem!
Dlatego, w ramach oswajania, 26 nudnych, nijakich i całkowicie
zwyczajnych faktów o mnie.
1. Jak byłam
mała, tłumaczyłam Babci, że kask podczas jazdy na rowerze nosi się, żeby
spadające gałęzie nie zrobiły nam krzywdy.
2. Swoją drogą
moje dzieciństwo nie było lekkie. Mój Tata i Dziadek mają bardzo specyficzne
poczucie humoru, a dziecko do… czwartego roku życia (chyba, piszę to z głowy),
nie jest w stanie pojąć czegoś takiego jak ironia. Więc regularnie chodziłam do
mamy, pytając, czy tata mówi prawdę, czy żartuje. Zresztą to tej pory słyszę
hasła typu: półki w piwnicy zrobiłem ze
specjalnego drzewa półkowego do robienia półek. A potem idziesz na osiedle
do znajomych czterolatków i gadasz im takie głupoty.
3. Nie lubiłam
bawić się lalkami, wolałam klocki lego. W ogóle jako dziecko byłam zdecydowanie
bardziej chłopczycą (minęło razem z gimnazjum). I nigdy nie chciałam być
księżniczką, za to z uwielbieniem bawiłam się w wiedźminkę, czy rycerza Jedi.
4. Moją
ukochaną bajką z dzieciństwa jest Król Lew. Oglądałam ją kilka razy dziennie,
doprowadzającym tym do szału mojego Tatę. Znałam na pamięć cały tekst, zarówno
z bajki animowanej, jak i z książki – dochodziło to momentu, gdy poprawiałam
moją mamę, gdy przejęzyczyła się podczas czytania.
5. Tata mając
dość czytania mi w kółko tego samego, albo zmyślał treść na podstawie obrazków,
albo nagrywał się na kasetę, puszczając mi ją, gdy zażyczyłam sobie
przeczytania po raz 10 tej samej książki. Tego samego dnia.
6. Nie byłam
pilnym uczniem. Wykorzystywałam to, że szybko się uczę i jestem w stanie wkuć
dużą partię materiału w krótkim czasie. Doprowadzałam tym wszystkich, od nauczycieli
po moją Mamę do szału – bo po prostu mi się nie chciało. Tak, dzisiaj tego
żałuję.
7. Jeżeli
chciałabym jakiś przedmiot w szkole, to genetykę – uwielbiałam ten dział z
biologii.
8. W liceum byłam w klacie biologiczno-chemicznej, a potem wybrałam się na
socjologię. I choć nie jest to kierunek, który daje pewny zawód (zresztą, są
dziś takie kierunki?), to zrobiłabym to raz jeszcze. Nie ma lepszego uczucia,
niż to, gdy uczysz się tego co lubisz i chodzisz na wykłady, które faktycznie
Cię interesują.
9. Magistra
dla odmiany zrobiłam z Psychologii w Zarządzaniu. Fun fact: okazało się, że
przedmiot wiodący – o tej samej nazwie co kierunek – miałam na socjologii,
tylko pod inną nazwą. Nie przepisałam go tylko dlatego, że miałam za mało
punktów ECTS, ale dostałam zwolnienie z zajęć i pojawiłam dopiero na egzaminie.
10. Największym
zaskoczeniem było dla mnie to, że prywatna uczelnia na licencjacie, nauczyła
mnie więcej, niż państwowa na magistrze. Ale nikt mi w to nie wierzy, bo
wiecie, stereotypy i prestiż.
11. Bardzo
długo nie lubiłam języka angielskiego. Teraz go uwielbiam.
12. Chciałabym
w przyszłości nauczyć się szwedzkiego albo norweskiego.
13. Za nic nie
jestem w stanie zrozumieć funkcji. Za nic. Nie zależnie od tego, jak wiele osób
mi je tłumaczy i w jaki sposób, po prostu nie ogarniam. Rozumiem przykłady,
rozumiem, gdy mi je tłumaczą, ale jak przychodzi do rozwiązywania umiem wypisać
tylko dane. I strasznie mnie to denerwuje.
14. Za
dzieciaka byłam strasznym niejadkiem i upierałam się jeść w kółko to samo (np.
przez miesiąc jajecznicę na śniadanie i kolację, a jakby się dało, to i na
obiad). Na obiad tolerowałam tylko kotleta schabowego z ziemniakami.
15. Obecnie
jem wszystko, niezależnie od tego, czy mi smakuje, czy nie. Odmawiam w skrajnych
przypadkach i przeważnie jest to wina konsystencji, albo zbyt dużej ilości
tłuszczu w potrawie.
16. Pisałam
już, że lubię jeść? To przy okazji, nie lubię gotować. I o ile potrafię
wykombinować nienajgorsze potrawy, tak ich przyrządzanie nie sprawia mi jakieś
szczególnej przyjemności. Za to jedzenie. Czy istnieje na świecie coś lepszego
od jedzenia?
17. Jestem
osobą skrajnie niecierpliwą – wszystkie efekty swojej pracy chciałabym widzieć
natychmiast. I ciągle uczę się, że życie tak nie działa. W ogóle fakt, że bloguję (w miarę) regularnie
i nie mam tego dość, niezależnie od tego, czy efekty są widoczne od razu, czy
zabierają więcej czasu – uważam za swój ogromny, osobisty sukces.
18. Nie umiem
się czesać, tzn., robić żadnych fryzur. Dlaczego? Bo dostałam genetyczny dar
niebios i mam kompletnie bezproblemowe włosy. Kładę się spać z mokrą głową,
wstaję rano, rozczesuję i… to wszystko co muszę zrobić, żeby wyglądać jak
człowiek. A dodając do tego moje wrodzone lenistwo, to nigdy nie
robiłam nic więcej. Włosy to zdecydowanie ta część mnie, którą zawsze lubiłam.
Więc gdy wstaję rano, a moje włosy postanowiły się wyjątkowo zbuntować to nie
mam zielonego pojęcia, co z nimi zrobić, żeby doprowadzić do stanu używalności.
19. Jestem
ślepa jak kret i nie przesadzam. Mam piękne, równiutkie -5.
20. Jako
dziecko chomikowałam pieniądze i potrafiłam uzbierać naprawdę spore kwoty. I
kochałam zwierzęta. Co ma jedno do drugiego? Rodzice kupili mi dwie papużki faliste
i chomika bengalskiego, a mi zamarzyła się jeszcze świnka morska. Więc poszłam
i bez pytania nikogo o zgodę, za własne pieniądze, kupiłam sobie świnkę razem z
klatką i całą resztą niezbędnych akcesoriów. Świnka zresztą okazała się być w
ciąży, więc z jednej zrobiły się trzy. Byłam wtedy w podstawówce.
21. Czasy przeszłe
w angielskim to mój życiowy dramat. Nigdy nie wiem, jakiego mam użyć w danej
chwili i cała się pocę z wysiłku, gdy staram się mówić poprawnie. Przeszły, za przeszły i przeszły ciągły? Zabijcie mnie.
22. Mam bardzo
aktywnych rodziców. Bieganie, rowery, wycieczki górskie, łyżwy, narty biegowe,
rolki – do wyboru, do koloru. Mi do takiej aktywności jest baaaaardzo daleko.
Doszło do tego, że moi rodzice dwa lata temu zrobili sobie wycieczkę rowerową wschodnią
granicą Polski (w sumie przejechali ok. 1 300 km). Ja po przejechaniu z
nimi 74 km nie chodziłam przez cztery dni. Oni przez ok. 2 tygodnie jechali
codziennie od 80 do 120 km. Ach, i pamiętacie tamto lato i 35 stopniowe upały?
No właśnie… Jak nic jestem adoptowana.
23. Jestem
jedynaczką. Nigdy nie chciałam mieć rodzeństwa. I każdy mówi mi, że nie
wyglądam na jedynaczkę – cokolwiek to znaczy.
24. Reaguję
alergicznie na Małego Księcia. Nie rozumiem fenomenu, może przeczytałam go zbyt
późno. Pamiętam, że Mały Książę zszedł się z czytaniem Wiedźmina, i byłam
strasznie rozczarowana, że w szkole wciskają mi takie bajeczki.
25. Pozostając
przy książkach, do czasów Liceum przeczytałam każdą lekturę szkolną. Potem
tempo było tak duże, że przestała nawet próbować za nim nadążać i czytałam
tylko to, na co miałam ochotę. Szczególnie zachwycił mnie Inny Świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, a wiersze z
dwudziestolecia międzywojennego były w końcu tymi, które umiałam poprawnie
zinterpretować.
26. Moje
geekostwo zaszczepił we mnie Tata, któremu podkradałam opowiadania o
Wiedźminie, który pokazał mi Gwiezdne Wojny, czy Bonda. Z tym, że u mnie
przerodziło się w to co widzicie. Mój Tata, po
prostu lubi takie rzeczy oglądać i czytać. Ja się pogrążyłam w fanieniu.
Ostrzegałam, że to same nudne i nieciekawe fakty ;) To ja idę
zaprzyjaźnić się z kolejnym rokiem i próbą zapamiętania, ile to w końcu mam
lat.
0 Komentarze