Ciężko opisać moją ekscytację
Star Wars. Może wystarczy zaznaczyć, że zwiastun VII epizodu jest jedynym zwiastunem skomentowanym przeze mnie na blogu? Moja ekscytacja sięgnęła
zenitu, gdy nadchodziła premiera. I walczyłam pomiędzy tym, co robię zawsze –
czyli czytaniem recenzji, wrażeń, oglądaniem wywiadów z aktorami, a tym, że
skoro przez rok nie zdradzono niczego, to w sumie fajnie byłoby z tym faktem
zostać, aż do obejrzenia filmu. I wybrałam to drugie. Star Wars jest jedynym
filmem ostatnich lat, dla którego wylogowałam się na pięć dni z Internetu by
nie wiedzieć niczego. Nie chciałam wiedzieć nawet, czy będzie dobry, czy zły –
żeby samej zadecydować, iść bez żadnego nastawienia. By zmierzyć historię,
która rozpaliła kilkuletnią małą Agatkę, z oczekiwaniami jakimi mam do niej
teraz. I wiecie co? Warto było czekać.
Moment w którym po ekranie
popłynęły żółte napisy, rozbrzmiała muzyka, a potem kamera starym zwyczajem
przesunęła się delikatnie w przestrzeni kosmicznej, by pokazać nam miejsce,
gdzie już za kilka sekund się przeniesiemy i poznamy bohaterów, był momentem, w
którym wiedziałam, że jest dobrze. Są to na pewno moje Gwiezdne Wojny. I to
wrażenie na szczęście zostało do napisów końcowych.
Casting VII epizodu jest doskonale trafiony. Aktorzy umieją grać, widać, że dobrze się dogadują i co najważniejsze, mają kogo grać. Duże brawa poproszę. |
Bo J.J. Abrams zrobił coś, co
doskonale udało się w środkowych epizodach, a niestety nie zaskoczyło w
pierwszych trzech. Bo my wszyscy lubiliśmy tak naprawdę Luke, Leię i Hana.
Żyliśmy ich przygodami, martwiliśmy się o nich. Przymykaliśmy oko i nadal
przymykami na naiwne dialogi. A wybudowana scenografia i gumowi obcy sprawiają,
że film się nie starzeje, ciągle jest taki sam. W częściach I, II, III otulono
nas zielonymi ekranami, efektami specjalnymi i niestety, aktorami między
którymi nie zaiskrzyło. I pomimo że mam ogromny sentyment do nich, miałam tylko
12 lat, gdy siedziałam w kinie z rodzicami i byłam autentycznie zachwycona – to
teraz, po latach widzę, że właśnie tego zabrakło. Zabrakło nam aktorów,
pomiędzy którymi iskrzy, zabrakło nam tej atmosfery, tego uczucia, że ja do
tego statku kosmicznego naprawdę mogę wsiąść. Abrams, jako wielki fan Gwiezdnych
Wojen, pomyślał chyba to samo o czym napisałam teraz ja i wielu, wielu przede
mną. Bo siłą Gwiezdnych Wojen nigdy nie była historia, która nie jest ani
skomplikowana, ani wyjątkowo oryginalna – świat w którym się dzieje, owszem,
ale nie sama historia – nigdy nie miały także górnolotnych dialogów. Owszem,
mają masę perełek, ale ciężko się nie uśmiechnąć przy naiwności niektórych z nich. Miały
za to bohaterów. Bohaterów, w których uwierzyliśmy.
Gdybym miała 15 lat mniej, biegałabym po pokoju udając, że jestem Rey. |
I Przebudzenie Mocy daje nam
takich bohaterów. Zaczynając od Rey, która nie jest ani damą w opałach, ani Zosią
Samosią. Owszem, wiele rzeczy się jej udaje – i wielu fanów się tego czepia –
ale czy czepialiśmy się Luke, któremu wszystko przychodziło łatwo? Albo,
zmieniając uniwersum, Harry’ego Pottera? Walczył w największym czarnoksiężnikiem
jakiego zna świat i zawsze uchodził w tego cało! Widać, że Rey nie miała
lekkiego życia, nauczyła się jak przetrwać i radzić sobie z problemami, ale z
drugiej strony, jest zwykłą dziewczyną. Dziewczyną, która się boi, która cieszy
się, gdy coś niespodziewanie się jej uda. I moja wewnętrzna dwunastolatka
niesamowicie cieszy się, że mamy taką Rey. Bo wiem, że jako mała dziewczynka,
goniłabym właśnie, udając, że jestem Rey. Nam dziewczynom, brakuje takich
bohaterek. I niesamowicie cieszy mnie fakt, że Abrams nam taką dostarczył.
Finn jest jedną z tych postaci, którą ciężko nie polubić. Trochę cwaniak, trochę tchórz, trochę bohater. |
Dużo radości na ekranie przyniósł
także Finn, który pełni świetną rolę – jest gdzieś pomiędzy oddanym
przyjacielem, tchórzem – znajdując jednak w sobie pokłady determinacji – a
kimś, kto dostarcza widowni zabawnych komentarzy, zachowań. Jest w tym całym
swoim zagubieniu bardzo uroczy, a samo jego pochodzenie daje świetne pole do
manewru zarówno w sytuacjach humorystycznych, jak i tych poważniejszych.
Jakby ktoś się zastanawiał nad moim obecnym zauroczeniem, to od wczoraj jest nim Poe Dameron, albo wychodząc z ze świata fikcji, Oscar Isaac. Tylko więcej scen z nim! Kinematografia tego potrzebuje! |
Za to bardzo zawiódł mnie Poe
Dameron. A dokładnie bardzo zawiodła mnie ilość jego czasu ekranowego. Pomiędzy
Poe a Finnem jest tak świetna chemia i energia, że zdecydowanie powinni mieć
więcej scen razem. W dodatku Poe wydaje się mieć ogromny potencjał bohatera,
którego przygodny z chęcią będziemy śledzić. Na pewno powstaną o nim jakieś
książki, komiksy. To jest jedna z tych postaci, która na pewno przeżyła wiele
fascynujących przygód, zanim ją poznaliśmy.
Moc jest silna w tej trójce. |
Oczywiście nie można pominąć
bohaterów ze środkowych epizodów. Wiecie, przyznam, że trochę się bałam, że po
upływie lat nie będę umiała odnaleźć w nich Lei, Hana, czy Luke. Niepotrzebnie.
Aktorzy doskonale pamiętają swoich bohaterów, nie mamy najmniejszych
wątpliwości, że to Leia patrzy na Hana, a nie Carrie na Harrisona. W dodatku
sceny z nimi są wplecione fenomenalnie – nie ma ich za dużo, na zasadzie,
patrzcie kogo udało się nam ściągnąć. Nikt nie jest wepchany na siłę, a ich
historię, co się działo, poznajemy w dobrze przemyślanych dialogach,
podrzucanych tropach. Na szczęście nikt nie siada przed kamerą i nie mówi: 20
lat temu wydarzyło się to i tamto. No i jest chemia pomiędzy młodymi aktorami,
a starymi wyjadaczami serii. Widać, jak dobrze się ze sobą czują, grają razem,
a nie obok siebie. I cudownie się to ogląda.
Jeżeli First Order mogą się czymś pochwalić, to na pewno dobrym stylistą, Jak oni cudownie wyglądają! |
A ten akapit będzie zawierał
spoiler, bo niestety o Kylo Renie nie umiem napisać bez. Więc przejdzie do
następnego, jeżeli jeszcze nie widzieliście filmu. SPOILER
ALLERT. Kylo mnie rozczarował. I to nie tyle tym, że Adam nie umie grać,
bo umie, ale tym, że zabrakło w nim złości. Dopóki nosił maskę, wszystko mi w
nim pasowało, ale pierwsza scena, gdy ją ściąga? Dziwiłam się, że Rey nie wybuchnęła
śmiechem. Bo Kylo w tej scenie powinien mieć na twarzy coś pomiędzy pewnością
siebie, ciekawością, a spojrzeniem zbuntowanego nastolatka. A stanął przed nią
ktoś, kto… no nie miał żadnej z tych cech. Bo już z kolei scena, w której Kylo
decyduje się wykonać zadanie i zabić, jest zagrana perfekcyjnie – widać, że
jest rozdarty. Nie wie, co ma zrobić, wie za to, że jest to decyzja, która
zaważy na jego przyszłości. W celi z Rey jest tylko chłopcem, w śmiesznym
stroju, mającym dodać mu powagi. No, nie zaskoczyło. KONIEC
SPOILERU
Jeżeli ktoś miał najbardziej urocze sceny, to właśnie BB-8. Ciągle mam przed oczami, jak kręci główką, albo jak schodzi po schodach *rozczula się* |
Muszę Wam też napisać o BB-8. Bo
jest cudowny i podany dokładnie w taki sposób i w takich ilościach, by
rozczulać, rozśmieszać, smucić się z nim (tak, ten robocik potrafi sprawić, że
masz ochotę się popłakać, przytulić go i zapewnić, że będzie dobrze) i ani na
moment nie staje się denerwujący. Za to zostawia nas z mocnym przekonaniem, że
takiego robota potrzebujemy.
Przebudzenie Mocy funduje nam
wspaniałą przygodę. I to sentymentalną. Niekiedy sentyment to po prostu
ukazanie się znajomego aktora, a niekiedy cała sekwencja zdarzeń, czy układ
sceny i kadru, który doskonale znamy. W dodatku zbudowane lokacje, praktyczne
efekty, wspomagane CGI tylko wtedy, gdy jest to niezbędne. Bezbłędnie napisani
bohaterowie, którzy wybronili by się sami, bez starych znajomych w tle. J.J.Abrams,
sprawiłeś mi ogromną radość. Sprawiłeś, że znów znalazłam się dawno, dawno
temu, w odległej galaktyce, z bohaterami, których z miejsca pokochałam. Dziękuję.
Ps. To jest drugi film w tym
roku, który postawił na budowanie planu, i praktyczne efekty, a nie na zielony
ekran. Pierwszym był Mad Max, którzy rzucił nas na kolana, a teraz
Przebudzenie Mocy. Mam nadzieję, że inni reżyserzy wezmą tylko przykład i
lekcję na przyszłość – lepiej wydać kasę na zbudowanie planu filmowego, niż na
świat, który od podstaw trzeba stworzyć w komputerze.
Ps2. Bardzo Was proszę, komentując oznaczajcie spoilery.
Nie psujmy innym radości z oglądania.
Ps3. Jak Wasze wrażenia?