Czy można zrobić
dwugodzinny film, którego fabuła opiera się na nieustającym
pościgu przez pustynię? Można. Czy można dorzucić do tego
skomplikowane postacie, których relacje opierają się na
zachowaniu, a nie na rozmowach? Można. A da się w to wszystko
wsadzić lokalną religię i feminizm? Oj, da się. To może jeszcze
da się to wszystko umieścić w złożonym świecie, którego nikt
nam nie tłumaczy? Też się da.
George
Miller zrobił coś, co wydawało się marzeniem sennym. Wsadził nas
w sam środek historii, nie traktując przy tym jak idiotów.
Pomijając pierwsze trzy minuty, gdy Max w krótkich, oszczędnych
zdaniach, zdradza nam szaleństwo tego świata, w taki sposób, że
wierzymy w każde wypowiedziane przez niego słowo – Miller nie
tłumaczy nic więcej.
Pokazuje
nam świat Maxa nie mówiąc, kto jest kim, kto w co wierzy i
dlaczego. Pokazuje nam sekwencje zdarzeń pozwalając, byśmy sami
wyciągnęli wnioski, poukładali wszystko ze strzępków rozmów,
wydarzeń, spojrzeń. Bohaterowie nie tłumaczą sobie tego świata,
bo nie muszą – żyją w nim, znają go. Muszą skoncentrować się
na przetrwaniu, a nie na opowieści, dlaczego dzieje się tak, a nie
inaczej. I to jest cudowne. Natychmiast wierzymy w to co widzimy.
Natychmiast wychwytujemy szaleństwo, które nie jest powiedziane.
Jest pokazane. Jest wizualizowane tak mocno, że łapałam się na
oglądaniu całości z otwartymi ustami. Pozwalałam się bezwiednie
pogrążyć w szaleństwie, dziękując za kilka momentów ciszy i
spokoju, które pozwalały mi przetrawić to, co przed chwilą
zobaczyłam. Bo w tym świecie, nie masz czasu zastanawiać się nad
tym, co się dzieje. Musisz na to zareagować. I przeżyć.
George
Miller poszedł dalej. Stworzył silne postacie, które los
potraktował jednakowo, bez względu na ich płeć. Zrobił to,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zarówno kobieta, jak i
mężczyzna w sytuacji zagrożenia, będą się bronić, tak jak
umieją najlepiej. Nie ważne, że kobieta będzie miała mniej siły
fizycznej od mężczyzny – będzie za wszelką cenę szukała
sposobu, żeby zniwelować tę różnicę. I oberwie tak samo mocno
jak mężczyzna. Miller nie przedstawił swoich bohaterek, jako
obiektów pożądania seksualnego, choć z łatwością mógłby, bo
są one piękne. Ale pod tym pięknem, kryją się mniej lub bardziej
odważne osoby, które swoją determinację pokazują w
najróżniejszych sytuacjach. Zresztą, Miller idzie jeszcze dalej,
na samym początku, pokazując, że nie tylko kobiety mogą być
traktowane przez silniejszych od siebie jak przedmiot, ale dotyczy to
także mężczyzn. Max uwięziony był dokładnie na tym samym
poziomie użyteczności, co one. Max uciekający, był tak samo
zależy od swoich współtowarzyszek, jak one od niego. George
wyraźnie pokazuje sytuacje, gdy Furiosa nie poradziłaby sobie bez
Maxa i takie, w których Max nie poradziłby sobie bez Furiosy. I te,
w których obydwoje niechybnie by zginęli, gdyby nie towarzyszące
im, na pierwszy rzut oka bezbronne, odziane w biel, kobiety.
Ale
znowu, nikt nam tego nie mówi. Praktyczny brak dialogów w filmie,
opartym głównie na zachowaniach, spojrzeniach i mruknięciach Toma
Hardy'ego. Wyobrażam sobie, że jego casting do roli polegał na
jednym zadaniu: pokaż nam, jak dobrze potrafisz mruknąć.
Ta
cisza pomiędzy bohaterami podkreśla wyraźnie, że rozmowa jest
zbędną stratą energii. Mówi się tylko to, co trzeba powiedzieć,
co jest niezbędne do przekazania. Pomrukujący prawie ciągle Max,
robi niesłychane wrażenie, gdy w końcu decyduje się coś
powiedzieć. Jego głos uderza, wsłuchujemy się w każde słowo, bo
musi być ono istotne. Każdy gest, spojrzenie, jest przez aktorów
przemyślane. Przed seansem doszło do mnie stwierdzenie, że cała
historia tego filmu kryje się w spojrzeniu Charlize Theron, i powiem
Wam, że to prawda. Nie znamy jej przeszłości, nie wiemy dlaczego
utraciła rękę. Ale jej oczy mówią wszystko, co powinniśmy
wiedzieć.
Nie
tylko nie znajdziecie w tym filmie podniosłych dialogów, ale i na
siłę kreowanego romansu. Bo w świecie, gdzie nie da się stworzyć
prawdziwej, normalnej rodziny, nie ma sensu wdawanie się w głębsze
uczucia. Wszystko, co rozgrywa się między bohaterami, związane
jest z tym, że są oni na chwilę od siebie zależni. Że muszą
przez ten krótki okres sobie zaufać. Ważne jest utrzymanie siebie
nawzajem przy życiu. Nic więcej ich nie interesuje. Pomiędzy Maxem
a Furiosą nie ma wielkich i zbędnych uczuć. I to jest
fantastyczne.
Świat
w jaki wrzuca nas Miller pokryty jest w całości piaskiem. Wydaje
się cichy i spokojny. A mimo to tętni w nim życie. Mamy całe
społeczeństwo, które wyznaje swoją dziwną religię. Religię
którą odruchowo rozumiemy, wyłapujemy jej poszczególne fragmenty,
łączymy w większą całość. Po zakończonym seansie, nie tylko
wiemy, w co wierzą, ale rozumiemy też, dlaczego na jednym z
samochodów znajdują się tylko bębny i gitarzysta. I znowu, Miller
zostawia wszystko naszej interpretacji. Nie tłumaczy nam
niczego, tylko nam to pokazuje.
Pozwala
nam wejść w ten świat tak głęboko, jak sami zechcemy. Możemy
zostać na jego powierzchni, zadowalając się tylko widowiskowym
pościgiem, cudownymi ujęciami i świetną muzyką. A możemy też
wejść głębiej, uważnie obserwować zachowania społeczne,
poznawać ich poglądy, starać się zrozumieć, dlaczego świat
odbudowali tak, a nie inaczej. Miller nie uważa, że odbiorcy jego
filmu są idiotami. Wie, że każdy obejrzy go w taki sposób, w jaki
będzie chciał i wyciągnie z seansu tyle, ile będzie chciał.
Zakochałam
się w jego wizji. Nie tylko dlatego, że ten film to jest najlepsze
widowisko, jakie zobaczymy w tym roku. Zakochałam się w tej wizji
dlatego, że jest to film przemyślany, w każdym, nawet
najdrobniejszym szczególe. Tam nie ma miejsca na przypadek. Jest
tylko szaleństwo.
Ps.
Koniecznie idźcie do kina, jeżeli jeszcze nie byliście. I
rozwiewając wątpliwości: tak, będziecie się dobrze bawić,
oglądając go w 2D. Jeżeli nie macie w swoich okolicach porządnego
kina z 3D, to nie bawcie się w półśrodki. Tak jak ja idźcie na
normalny seans.
Ps2.
A do tych, co już byli, jakie macie wrażenia? Zakochaliście się
tak jak ja (po raz pierwszy rozważam ponowne pójście do kina), czy
oczekiwaliście jednak czegoś innego? Nigdzie nie widziałam
krytycznych głosów, więc aż z ciekawości jakiś przeczytam.
0 Komentarze