W 10 sezonie
Supernatural wróciło częściowo do swoich korzeni, fundując nam z
powrotem potwory tygodnia. Starym zwyczajem zachwyciło świetnymi
postaciami drugoplanowymi, przeuroczym odcinkiem jubileuszowym i...
zakończeniem pozostawiającym mieszane uczucia. Spoilery na każdym kroku.
Na początku sezonu
narzekałam, że w Deanie nie było za bardzo nic z demona, ale z
czasem, szczególnie pod koniec, się to zmieniło. Jensen wychwycił
gdzieś zło swojego bohatera i nie będę ukrywać, że z wielkim
żalem przywitałam wyleczonego Deana. Scena, w której resztkami
woli powstrzymuje się przed zabiciem Castiela, czy bezwzględnie
morduje całą familię Frankensteinów, nawet tych, którzy nie
popierali rodzinnych tradycji – nadawała serialowi fantastycznego
tempa. Jensen powinien grać jak najczęściej łotrów. Jako, że
Dean był zły, to Samowi przypadła kolej na odgrywanie ratującego
brata, przejęcie wszystkich łzawych scen i zapewnienia, że
wszystko będzie dobrze. Przyznam, że śledzę te zamiany z pewnym
rozbawianiem. Idąc torem, jaki od dawna wyznaczyli nas scenarzyści,
w 11 sezonie powinniśmy przywitać złego Sama i zdesperowanego
Deana. I prawda jest taka, że z pewnością zrobiłoby się to
nudne, gdyby nie rewelacyjne postacie i wątki drugoplanowe.
W tym sezonie przeszliśmy od tematycznych drinków, po wkurzonego Króla Piekieł. |
Crowley cały sezon
szarpał się ze świeżo odkrytymi więzami rodzinnymi, próbując
dociec, kto nim w końcu manipuluje: własna matka, czy bracia
Winchester. Rowena przypomniała nie tylko jemu, ale i nam, że
dawniej to Crowley był tym złym i niegodziwym, który nie szedł na
układy, ale sam je tworzył na własną korzyść. Jednak styczność
z ludzką krwią, jakie Sam i Dean zafundowali mu jakiś czas temu
wyraźnie zmienił Króla Piekieł, który zatęsknił za odczuwaniem
czegokolwiek. Scena, w której nagle wszyscy stają przeciwko niemu:
Rowena podrzuca worek złego uroku, a Sam z satysfakcją obserwuje
jak Crowley umiera w męczarniach – nagle otwiera mu oczy. Jest
Demonem. Królem Piekieł. Sam i Dean żyją, bo im na to pozwala i
będą żyć, dopóki są w jakikolwiek sposób użyteczni. A on nie
musi się godzić na całą resztę. Niwelując zły urok, Crowley
pokazał, że jest silny, a Piekło zdobył nie tylko biurokracją i
przebiegłością.
Nigdy, ale to nigdy, nie ufajcie utalentowanej wiedźmie. Szczególnie, gdy myślicie, że macie nad nią kontrolę. |
No i Rowena. Cudowna,
momentami irytująca, ale skutecznie zdobywająca moje fanowskie
serce. Bezwzględna manipulantka. Doskonale widać, po kim Crowley ma
całą przebiegłość. To jak w jednej chwili potrafi łkać na
czyimś ramieniu, a w następnej wbić mu sztylet w serce, jest
cudowne. Grająca ją Ruth Connell stanęła na wysokości zadania i
kradła dosłownie każdą scenę. Zrobiła niezłą konkurencję
Markowi Sheppardowi, bo jeszcze do niedawna, nie miał on sobie
równych, jeżeli chodzi o stałą obsadę. Ruth na tyle podbiła
serca widzów, że myślę, że ekipa zostawi ją na dłużej.
Koncentrując się jednak
tylko na finale sezonu. Ten był... po prostu słaby. Nie wiem co to
za tegoroczna pandemia, ale w sumie oprócz finału Gotham, nic nie
zwróciło mojej większej uwagi. Ale po kolei.
Dean zwracający się do
Śmierci o pomoc, był naprawdę dobrym pomysłem. Jeszcze lepszym,
było to, że Śmierć nie jest wszechmocny i nie może zabić Deana,
ani trwale usunąć znamienia. Ale już cała przemowa dlaczego i
czym to grozi, kompletnie mi nie pasowała. Poważnie, przez cały
sezon nie było na to odpowiedzi, nawet małej sugestii? Cass jest
Aniołem, kto jak kto, ale on powinien znać chociaż legendy na
temat Mroku. Otrzymujemy więc długi monolog, czym jest Mrok i jakie
niesie za sobą konsekwencje zlikwidowanie Znaku Kaina. Wyglądało
to tak, jakby nagle scenarzyści się obudzili, że w sumie to przez
cały sezon nic nie udało się im wytłumaczyć, wepchali więc
wszystko do jednego odcinka. Bo dlaczego by nie.
Tak, oddaj swoją kosę. To naprawdę dobry pomysł. |
Przyjazd na miejsce
schadzki Sama, był strasznie naciągany i niepotrzebny. Naprawdę
Śmierć tak bardzo troskałby się o ich pożegnanie? Nie chce mi
się w to wierzyć. Ale największe rozczarowanie przeżyłam, gdy
Dean zabił Śmierć.
Scenarzyści zaprzeczyli
sami sobie i złamali prawa świata, który stworzyli. Śmierć nie
jest przypadkiem tym, który miał nie tylko przeżyć Boga, ale
ostatecznie go zabić? Bo ja to tak zapamiętałam. A tu się
okazuje, że wystarczy wbić w niego kosę (tak wiem, że to nie było
normalna kosa, ale mimo wszystko) i już gościa nie ma. Już
abstrahuję od tego, jak świetną i niewykorzystaną zupełnie był
postacią. Po prostu, zabicie Śmierci powinno się wiązać z jakimś
większym wysiłkiem. Inna sprawa, że Śmierć tak po prostu oddał
kosę Deanowi, żeby zabił nią Sama. Sama można było zabić
wszystkim co leżało pod ręką. Ale na pewno lepszym rozwiązaniem
było oddanie przez Śmierć jedynej broni, jaka może go zabić.
Logiczne.
Poza tym wiadomość, ze
sezon 11 powstanie, całkowicie zabiła niepewność tego co się
wydarzy. Bo bratobójstwo i zesłanie Deana na odludzie, mogłoby być
doskonałym zakończeniem całego serialu. Wiemy od dawna, że
dobrego zakończenia nie dostaniemy. A przynajmniej nie powinniśmy
dostać, bo zniszczy to całą opowieść, a i aktorzy są za tym, by
ich bohaterowie zginęli, jak na Łowców przystało. Twórcy
naprawdę mogli poczekać z ogłoszeniem nadejścia kolejnego sezonu.
A tak, to człowiek siedział i zastanawiał się, co też takiego
wymyślą, żeby Sam przeżył. Albo jak go wskrzeszą. Bo w końcu
podczas kolejnego sezonu musi być sprawny.
Jedynym plusem tego
finału było to, że nadejście Mroku cofnęło nas trochę w
czasie, kilkanaście sezonów temu, gdy Supernatural nikt nie był w
stanie nic zarzucić, a nasi bohaterowie walczyli z Demonami
wypuszczonymi na Ziemię. Mam dużą nadzieję, że wrócimy do
cudownych początków, gdy na każdym rogu czaił się potwór, a
jedynym zmartwieniem było jak go zabić i przetrwać kolejny dzień.
Bez wielkich braterskich dram, odejść i kłótni.
I na to liczę w sezonie
11. Bo sezon 10 dał nam tego wyraźny posmak i mam nadzieję, że za
niedługo to będzie główna oś fabularna, jak za starych, dobrych
czasów.
Ps. Co myślicie o finale
SPN?
Ps2. Wybieram się dziś
na Mad Maxa i wręcz nie mogę się doczekać. Dawno nie widziałam,
żeby dosłownie wszyscy, których opinie o kinie cenię, zareagowali na kino akcji tak zgodnie i entuzjastycznie.
Ps3. Krótka przerwa w pisaniu była spowodowana moim zachwytem na serialem Hannibal, który przez ostatnie dni oglądam hurtem. Teraz fascynacja trochę osłabła i jestem w stenie robić też inne rzeczy. Od tak dawna słyszałam o tym serialu, że zdążyłam się utwierdzić w przekonaniu, że jest totalnie dla mnie i stworzyć sobie wyobrażenie na temat jego fabuły. Jakże cudownie inny serial dostałam.
Ps3. Krótka przerwa w pisaniu była spowodowana moim zachwytem na serialem Hannibal, który przez ostatnie dni oglądam hurtem. Teraz fascynacja trochę osłabła i jestem w stenie robić też inne rzeczy. Od tak dawna słyszałam o tym serialu, że zdążyłam się utwierdzić w przekonaniu, że jest totalnie dla mnie i stworzyć sobie wyobrażenie na temat jego fabuły. Jakże cudownie inny serial dostałam.