Wampiro-Zombie, czyli pierwsze wrażenia z finałowego sezonu True Blood

Wpis zawiera spoilery.


Po zakończeniu szóstego sezonu miałam mieszane uczucia. Wampirza choroba (która sprawia, że wampiry wyglądają jak Zombie, choć na tym podobieństwa się kończą), hipotetyczna śmierć Erica, bądź co bądź najlepszej postaci w serialu nie napawały optymizmem na przyszłość. Moje wątpliwości urosły tym bardziej, gdy dowiedziałam się, że najnowszy sezon jest tym finalnym. I wbrew pozorom nie był to jęk zawodu, a raczej przekonanie, że producenci trochę nie wiedzą, co z tym serialem zrobić.


Nagi Eric to nagi Eric. Pasuje zawsze i wszędzie.

Ujawnienie się wampirów było początkiem końca 


Dokładnie przed tym wątkiem należało serial zakończyć. Im dalej w las, tym było już tylko gorzej, a na wątki z Jasonem już kompletnie nie mogłam patrzeć. Piszę to z żalem, bo choć pierwszy sezon mocno zalatywał zmierzchem, kolejne udowodniły, że nie wiele wspólnego mają serialowe wampiry z tymi pani Meyer. Były złośliwe, brutalne no... wampirze takie.

Nawet wątek wampirów lecących jak pszczoły do miodu na nijaką Sookie, został fajnie wyjaśniony. Choć znowu scenarzystom brakło wyczucia i wróżkowy wątek na siłę wtłoczyli do serialu wszelkimi możliwymi kanałami (przemilczmy wątek wampiro-wróżki...). Ale ciągle wszystko miało, miej lub bardziej, sens, a i spokojnie można było wypatrywać ciekawego zamknięcia serii (albo jak w moim przypadku, chociaż śmierci Sookie. To jest jedyny serial, który oglądam dla bohaterów drugoplanowych, a główną bohaterkę najchętniej bym wycięła).


Nie lubię jej chyba bardziej, od nijakiej Sookie. A to już jest osiągnięcie.


A teraz ta choroba


O ile nie mam nic przeciwko niej samej, bo wydaje się logicznym posunięciem ze strony ludzi  w geście obrony przez wampirami (choć nie do końca przemyślanym, bo przez to zrobiły się  one tylko bardziej niebezpieczne. Swoją drogą, dlaczego nie wrzucili tam czegoś, co je natychmiast zabija? Teraz przecież nie mają już nic do stracenia), o tyle sam wątek został wprowadzony za późno.

Bo jak scenarzyści chcą go rozwiązać w jeden sezon? Wybić wszystkie wampiry? Znaleźć cudowne lekarstwo, by wszyscy żyli długo i szczęśliwie? A może nasze wampirki okażą się odporne? Nuda. Banał. Powtórka z finału Jak Poznałem Waszą Matkę. Bo to trochę tak, jakby w Supernatural problem Armageddonu chcieli rozwiązać w pierwszym sezonie.

Można użyć tu wielu sztuczek: akcja ostatniego sezonu może przecież być rozciągnięta na miesiące, a nawet lata. Albo nie zamykać wątku, zostawić pewne niedopowiedzenie, dające furtkę na przyszłość. Tyle, że żadne z tych rozwiązań nie będzie dobre. Bo taki wątek nie nadaje się na jeden sezon. Tak po prostu.


Nigdy nie rozumiałam jej genialnych planów. Wie, że wampiry nie umieją się przy niej kontrolować, więc jaką miała pewność, że nie pożrą jej od razu? Oczywiście to nie GoT, więc pomoc nadeszła natychmiast. A szkoda.


Co prawda nie mam pojęcia co będzie się działo


I mogę się mylić. Może to być najlepszy sezon całej serii. Co prawda dwa pierwsze odcinki były nudnawe i nijakie, ale trzeci daje już nadzieje na ciekawy sezon. Co prawda, szlag mnie trafił, gdy zabili Alcide'a, a na scenę znowu wróciła irytująca Sarah, ale ten serial ma to do siebie, że ci których nie lubię, uporczywie trzymają się życia.

Negatywne uczucia do finałowego sezonu, zmienił trochę ostatni odcinek, ale tylko na tyle, że już nie wiem co o nim myśleć. Pozostaje tylko poczekać na finał.

A jakie Wy macie uczucia? Dostaniemy wielkie bum!, czy może raczej wielkie rozczarowanie?

Wszystkie zdjęcia pochodzą stąd.